piątek, 3 stycznia 2014

domowe orecchiette bo wcale nie mam dosyć lepienia





Lubię pierogi z kiszoną kapustą i grzybami, w moim domu rodzinnym, zawsze to one święciły triumfy, jednak to niebanalne nadzienie z duszonej w kosmicznej ilości masła białej, słodkiej kapusty pełni rolę farszu w moich 'osobistych' świątecznych pierogach. Myślę, że zaczęłam je robić przez pamięć o Dziadku, póki żył, a Święta spędzaliśmy razem, pierogi ze słodką kapustą być musiały. Dziś Dziadka już z nami nie ma, ale pierogi są, podobnie zresztą jak kutia, którą też Dziadek robił najlepszą. Mój syn zdołał się rozsmakować w tym daniu, póki wychodziło ono spod ręki Mistrza, dziś nie ma mowy by bez kutii się obyło. Barszcz czerwony z uszkami to spuścizna po Babci Irence i ilekroć serwuję go na święta przeskakują mi przed oczami obrazki ze wspólnych Wigilii, których powinno być więcej - tak już będzie zawsze. 
Sernik za to być musi bo mój mąż robi najlepszy, piecze go zawsze na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. Takie są moje absolutne świąteczne niezbędniki, takie bez których Święta nie mogłyby mi smakować, reszta serwowana jest dla zabawy - raz pojawia się domowy pasztet, innym razem iberyjski bacalao, łosoś, szynka z żurawiną, albo pierogi z zabawnym farszem. Tak sobie zbieram te bożonarodzeniowe sentymenty i utykam zgrabnie na tle białego obrusu w moim domu, myślę, że nim Pociechy postanowią wyfrunąć z gniazda, moje menu świąteczne przybierze formę stałą, całkowicie przewidywalną, taką do której przywykną i, którą choć w części będą chciały przekazywać dalej. Tego przynajmniej bym sobie życzyła po cichutku. Ciekawe swoją drogą co wybiorą...

Święta minęły, pierogi się skończyły, serniki wyemigrowały wraz z ostatnimi gośćmi, barszcz z dziewięciolitrowego garnka starczył na kilka dni, choć uszek zabrakło. Kutia zaś wyjechała na Mazury, gdzie smakowana była przez tych, którzy jej do tej pory nie znali, bądź nie byli do niej przekonani. 
Dziś jedyny kulinarny ślad po Bożym Narodzeniu stanowi resztka spoczywających na dnie drewnianej misy ciasteczek korzennych, spokojnie można więc zacząć gotować na nowo.
Można by sądzić, że po godzinach spędzonych na ugniataniu, wałkowaniu i formowaniu pierogowego ciasta, długo nie będzie ochoty na kolejną tego typu atrakcję - być może, ale nie u mnie - ja nigdy nie mam tego dosyć!!! Dlatego z ogromną przyjemnością na Nowy Rok popełniłam dla odmiany włoskie 'uszątka' - orecchiette z bardzo fajnym, aromatycznym sosem. Pierwszy raz zmierzyłam się z tą formą kluseczek, wyszły smakowite, choć porównując do kształtów jakie wychodzą spod wprawnych, włoskich rąk dość niedoskonałe. Przygotowanie makaronu dla 6 osób wymagało poświęcenia około 1,5 godziny, ale jestem zdania, że zawsze warto zainwestować czas w makaron.






składniki na makaron:

300 g mąki pszennej
ciepła, przegotowana woda tyle by powstało elastyczne ciasto


składniki sosu:

łyżka masła,
łyżka oliwy z oliwek,
3 ząbki czosnku, 
3 pory - białe części
łyżka czerwonego pieprzu, 
sok z połowy cytryny,
łosoś wędzony 150 g,
150 ml śmietanki,
nieco soli ( trzeba uważać, bo łosoś już nam dosolił znacznie sos)
koperek do posypania


Składniki ciasta wyrabiałam w malakserze, po wyjęciu pougniatałam przez 3 minuty by ujednolicić strukturę ciasta, następnie odstawiłam na 30 minut pod przykryciem.
Po tym czasie chwilę jeszcze pougniatałam, następnie odkrawałam po kawałeczku i formowałam wałeczki, podobne jak na kopytka ale znacznie mniejsze - średnica 8 mm, potem kroiłam znów jak na kopytka i w tym momencie zaczynała się zabawa - prześledziwszy kilka zacnych stron nauczających jak orecchiette czynić należy, próbowałam i dość opornie mi szło. Rzecz polega na tym by kopytko najpierw przycisnąć rantem niezbyt ostrego noża, a następnie uciskając od spodniej strony uformować charakterystyczne wgłębienie - doskonałe wskazówki znajdziecie tutaj. Żadne z moich uszątek nie wyglądało modelowo, ale i tak były piękne, bo własne. Gotowałam je na osolonym wrzątku, jakieś 2 minuty od wypłynięcia - nieugotowane kluseczki można pozostawić do wysuszenia i wrócić do nich później. U mnie część czekała do wieczora na posłaniu z ręcznika papierowego i pod tym samym okryciem.

Sos to formalność, niekonwencjonalnie potraktowany tu został jedynie por, który wpierw został  pokrojony na dwucentymetrowe kawałki, następnie sparzony i delikatnie obsmażony na maśle i oliwie. Jako kolejne na patelni wylądowały pokrojony czosnek, pieprz czerwony, śmietanka i na sam koniec delikatnie rozdarty w dłoniach łosoś wraz z sokiem z cytryny. Po zdjęciu sosu z ognia doprawiłam odrobiną soli i wymieszałam z kluseczkami. Podałam z koperkiem - smak był nie do opisania!!
Tym, którzy wcale nie mają dosyć kuchni po świętach polecam choćby na najbliższy weekend.

Jako, że moja blogowa aktywność nieco spadła ostatnio, nie miałam póki co okazji złożyć życzeń na łamach, czynię  to zatem teraz:


SZCZĘŚLIWEJ CZTERNASTKI WSZYSTKIM TUTEJSZYM BYWALCOM!!!




24 komentarze:

  1. Agatko przepis rewelacyjny, uwielbiam makarony w każdej postaci i bardzo mnie zachęciłaś do zrobienia własnoręcznie orecchiette.
    Najlepszego w Nowym Roku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ogromnie Olimpio :)) Fascynują mnie fikuśne formy włoskich makaronów, trzeba mieć wprawę by wychodziły kształtne, orecchiette zrobię jeszcze sto razy, a zaczną wychodzić modelowo. Smak już teraz jest bez zarzutu. Polecam!!

      Usuń
  2. domowe najlepsze!
    wszystkiego co naj... w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma się rozumieć, ale trzeba chyba stulecia by wprawnie zacząć radzić sobie z formowaniem kluseczek...
      makarony z torebki mogą się schować przy ręcznie lepionym!
      Pozdrawiam baardzo Karmelitko :)

      Usuń
  3. Pysznie!
    Uwielbiam domowy makaron.
    Na temat orecchiette coś kiedyś zacytuję...
    Pięknego 2014!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że domowy uwielbiasz i wiem, że potrafisz go zrobić wyśmienicie - nie raz podkradałam Twoje przepisy :) Nie mogę się doczekać co ciekawego opowiesz o orecchiette :) Całuskuję

      Usuń
  4. Kochana cierpliwości to Ci w nowym roku nie brakuje, podziwiam! Najlepszego dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wrażenie, że niczego mi nie brakuje w Nowym Roku - obym tak czuła przez rok cały!! Ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agusiu, znowu otwierasz serca podwoje i piszesz sagę rodu przeplatając smakowitymi kąskami, Ty nawet meduzę niczym przyprawioną wpleciesz w cudną opowieść i zmusisz mnie do zjedzenia jej (meduzy oczywiście) bez obrzydzenia.
      Jesteś genialna, ciepła , niech Ci niczego nie zabraknie w nowym roku ,
      ani w żadnym następnym.
      Serdecznie Cie pozdrawiam.
      Kluchy podobnie formowane jadłam u kuzynki w Rzymie ze świeżymi grzybami, nie lepiła ich sama, kupiła.

      Usuń
    2. Dobre!! Meduzy póki co nie planowałam, ale kto wie?
      Jak zwykle dziękuję za tak wiele miłych słów ;)
      Co do orecchiette ja jadłam je chyba pierwszy raz, we Włoszech zwykle zamawiam domowe kluchy długaśne, pici, ravioli lub gnocchi - jak już tam jestem musowo musi być makaron ręcznie lepiony, w tamtejszych okolicznościach przyrody smakuje wspaniale, być może lepiej nawet niż w domu. serdeczności najcieplejsze!!

      Usuń
  6. Święta szybko minęły, a u Ciebie pięknie i smacznie, jak zawsze :) Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nalepiłam się wystarczająco :) powiem Ci Magda, że chodzą mi po głowie kolejne ręcznie lepione kluchy. Najwspanialszego i najsmaczniejszego!!!

      Usuń
  7. Lepić bardzo lubię i ten przepis pokocham to pewne... Zaciekawiły mnie również pierogi ze słodką kapustą; gdzie znajdę przepis?
    Serdeczności !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem przekonana, że pokochasz, a Twoje zainteresowanie moimi dziadkowymi pierogami mnie ogromnie cieszy!
      Nie wrzucałam ich na bloga, ale opowiem o co chodzi :)
      kapustę białą przekrojoną na ćwiartki (egzemplarz średni) gotujemy by zmiękła, ale nie nadmiernie, potem odciskamy i mielimy w malakserze. Tak powstałą masę wrzucamy na patelnię z rozpuszczoną kostką dobrego masła, solimy, traktujemy drobno mielonym pieprzem i smażymy mieszając aż kapusta zrobi się słodkawa - jakieś 20-30 minut. Oddzielnie zesmażamy dwie duże cebule pokrojone drobno - tak by zmieniły kolor na bursztynowy i dokładamy do kapuchy. Tak powstaje farsz. Według mnie są to najpyszniejsze pierogi na świecie!!! Babcia mówi, że w niektórych domach dokładano także nieco suszonych grzybów, ja tego nigdy nie robię. Będzie mi miło gdy ich spróbujesz. pa!!

      Usuń
  8. Chyba coraz bardziej skłaniam się ku szybkim i prostym daniom, jednak Twoje makaronowe cudeńka bardzo mnie urzekły. To dobrze wróży na początek roku tak pracowicie rozpoczęłaś;-) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, ach te pierożki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie, szczególnie zimą potrzebuję dań długo gotowanych, aromatycznych, najwspanialej mi robi jagnięcina pieczona 7 godzin, kaczka, gęś, królik w aromatycznych sosach, zapiekanki bakłażanowe i inne długo pieczone. Orecchiette obronią się też latem, sos jest stosunkowo lekki i powstaje migiem, śmietankę można spokojnie pominąć i dodać więcej oliwy - to uniwersalne danie, ale faktycznie trochę czasu schodzi na formowanie kluseczek - mnie to jednak bardzo relaksuje :)))

      Usuń
  9. extra kluseczki! składniki sosu jak dla mnie idealne .... wiesz, że tez czasem się zastanawiam, jak będzie w przyszłości wyglądało gotowanie mojej córki, które przepisy wprowadzi do swojej kuchni czy kiedyś ktoś będzie wspomniał np pierniczki Babci Marty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością tak będzie, jak sięgam pamięcią daleko do dzieciństwa, bardzo dużo pamiętam smaków i zapachów,to dobrze, że nasze domy też pachną domową kuchnią, dzieci będą miały co wspominać, a co do orecchiette - nie da się ich nie lubić, nawet gdy niezbyt kształtne, pysznie im z sosem w parze.

      Usuń
  10. U nas zawsze na Świątecznym stole "magiczne śledzie Babci Ireny". Na wigilijnej kolacji podawała je zawsze jako pierwsze z gorącymi ziemniakami. I karp "po żydowsku" być musi, taki jak Babcia Halinka robiła. Śledzie w oleju takie jak mój Tata "wymodził" przed laty też być muszą i ... i ...
    Kiedy te wszystkie dania na stole ma się poczucie, że Ci których kochamy nadal są z nami, że w pamięci naszej wszystkie minione święta wciąż żyją...

    A kluchalki Twoje pyyyyszne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. taaak czym skorupka za młodu..., u mnie nigdy nie było śledzi, za to u rodziców męża, zawsze śledź na śledziu - takie to obce dla mnie zjawisko, próbowałam śledzi w tym roku kolejny raz i nie umiem się do nich przekonać. Karpia robiła babcia Irenka - ja lubiłam tego faszerowanego, ale w domu nigdy go nie powtórzyłam, podejrzewam zresztą, że trudne to byłoby wyzwanie :) Przy świątecznym stole czuje się ducha minionych pokoleń, to piękne!!
    Kluchalki bardzo odprężające, polecam!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Aguś u mnie też zostały tylko pierniczki po świętach i tak jak Ty uważam ze makaron zawsze i wszędzie i pomimo poświątecznych lepień długotrwałych chce mi się zawsze go lepić :) I Tobie również dobrego roku 2014 :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się Twoja postawa. Domowy makaron to jest to!!

      Usuń
  13. Ale kusisz... chyba jutro muszę zabrać się za lepienie, bo składniki pod ręką a Twój przepis bardzo smakowity!

    OdpowiedzUsuń
  14. Gorąco namawiam!!! Ciekawe czy lepienie uszątek będzie Ci szło sprawniej niż mi ;)

    OdpowiedzUsuń