Prowansja. Targowisko w jednym z
tamtejszych urokliwych miasteczek. Głównym szlakiem płyną zastępy miejscowych i
turystów by zrobić zaopatrzenie na najbliższy tydzień. Turyści z aparatami,
tubylcy z wielgaśnymi koszami, domagającymi się zapełnienia. Zanim trafiam na
targ, wertuję pobieżnie gazetkę lokalną, gdzie widnieje szczegółowa lista tamtejszych
producentów warzyw, owoców, serów, mięsa i innych.
Owych producentów mam okazję
mijać przy kolejnych straganowych stanowiskach, to postaci niezwykle barwne, w
słomkowych kapeluszach, ze spalonym słońcem licem o wybujałej gestykulacji i
mimice. Panie sprzedawczynie o długich czerwonych paznokciach zachwalają
swoje karczochy i melony Cavaillon. Przysłuchuję się dziwacznej dyskusji
hodowcy pomidorów z klientem, rzecz się rozchodzi o gatunek pomidora
kategorycznie najlepszy do zapiekania, zdania są podzielone, rozpoczyna się
widowiskowa wymiana min i gestów… Idę dalej, nie będę przecież stała nad nimi
obserwując co z tego wyniknie, chociaż ciekawi mnie jaki pomidor godzien będzie w
ostateczności być składową zapiekanki..
Na rozstaju straganowych dróg
stoi ogromna patelnia osadzona na metalowym postumencie, smaży się na niej najprawdziwsza
Paella de Marisco, roztaczając wkoło zapach szafranu i owoców morza, dalej mamy
cudnej urody lodóweczkę wypchaną oliwkami w szeregu odmian i marynat, jeszcze
dalej sery pleśniowe…Raj dla oczu, wszystko schludne, czyściutkie, zadbane,
warzywa i owoce wyglancowane na wysoki połysk, ułożone z zamysłem. Nie ma tu
miejsca na przypadek, scenografia jest zaprojektowana z dużym pietyzmem. W
końcu decydujemy się na drobne zakupy, ceny wiejskich specyfików mocno
wgniatają w podłoże, mimo to nie opieram się karczochom, melonowi Cavaillon,
kilku miejscowym pomidorom i miodowi z lawendy.
Kujawsko-Pomorskie. Miejscowość na
skraju Borów Tucholskich. Czwartkowe przedpołudnie, w tym samym miejscu od
dziesięcioleci odbywa się tu cotygodniowy targ. Sprzedawcy, otoczeni przez
zastępy małoletniego potomstwa zachwalają swoje specjały. Jest Pan z pobliskiej
pasieki i jego miody, są pełne darów sezonu stanowiska owocowo-warzywne, są
stragany ze słodyczami maści wszelkiej, jest stanowisko wielobranżowe na którym
można zakupić zarówno kamforę, spławik jak również majciochy w rozmiarze XXXXL.
Jest cudownie. Zawsze można liczyć na element zaskoczenia, wszak miejsce
rozstawienia kolejnych stoisk bazuje na metodzie – kto pierwszy ten lepszy. Są
też pewne stałe, niemal zawsze w centralnej części targowiska wczesnym czwartkowym
rankiem, staje ciężarówka z drożdżówkami i jagodziankami. Pachnąca i kusząca. Nie
ma melonów z Cavaillon co prawda ale są pękate od pestek słoneczniki, jędrne
pory umorusane ziemią z której dopiero co zostały wyrwane, są niezgrabne,
ogromne pomidory malinowe, które trzeba kupić w ilości hurtowej bo są
najpyszniejsze – do wszystkiego.
Uwielbiam polskie bazary, mogę z ręką na sercu i z pełnym przekonaniem powiedzieć, że wolę je od tych francuskich …lubię ten artystyczny straganowy nieład, lubię tę niewymuszoność.
Nikt lub prawie nikt w świecie nie wie, że Polska także ma długą targową tradycję za sobą i że oferta bazarowa jest nieprzebrana, ceny przystępne i że we wrześniu można u nas kupić najlepsze gruszki świata….
Kilka dni temu kupiłam pokaźną porcję klapsów i przygotowałam z nich deser - z gatunku moich ulubionych, czyli słodko-wytrawny. Deser zachwycił. Słodycz gruszki oraz jej niezastąpiona chropowata faktura znakomicie stopiły się w jedność z ostrym, stopionym serem pleśniowym.
W hołdzie polskim straganom, małym producentom, ulubionym stoiskom - SMACZNEGO!!
składniki:
trzy duże klapsy,
100 g sera Lazur,
pół szklanki orzechów włoskich,
natka pietruszki,
masło lub olej z orzechów włoskich,
ocet balsamiczny
Gruszki kroimy na pół i wykrawamy gniazda nasienne - ze sporym marginesem by nam się udało dużo farszu wepchnąć do środka. Układamy klapsy na patelni grillowej delikatnie natłuszczonej olejem z orzechów włoskich lub dobrej jakości masłem. Gdy owoce się grillują siekamy ser, orzechy włoskie i natkę pietruszki. Po około pięciu minutach, gdy gruchy noszą na sobie charakterystyczny rysunek grillowych prążków, przekładamy je do foremki do zapiekania i faszerujemy uprzednio przygotowaną krajanką. Wstawiamy do piecyka nagrzanego do 180 stopni na 15 minut. Zjadamy na ciepło. Zalecanym dodatkiem będzie tutaj ocet balsamiczny, który wprowadzi nam fajną kwasową nutę.
opowieść oprószona aromatem, pyszna niezwykle
OdpowiedzUsuńa teraz na dodatek doprawiona Twoim pięknym słowem. dziękuję!
UsuńCiekawe wprowadzenie - obrazowe, wręcz fotograficzne. A gruchy? No cóż, takie połączenia trafiają do mnie od razu. Nie muszę się zastanawiać, jak to będzie smakowało. Czytam i wiem - rewelacyjnie:)
OdpowiedzUsuńTeż myślę, że by Tobie zasmakowały. Tegoroczne gruchy uwodzą smakiem!!!
UsuńSmakowite slowa.
OdpowiedzUsuńA gruchy doskonale.
I ciekawie je pokazujesz.
Po powrocie rzucam sie na gruszki!
Koniecznie! Wracaj i podziel się swoim gruszkowym pomysłem jak najszybciej.
Usuńmistrzostwo na talerzu. mniam.
OdpowiedzUsuńKształtne i napakowne te gruszki, rzeczywiście chyba klasa mistrzowska :) pozdrowionka!
UsuńWykwintne gruchy:) Połączenie sera pleśniowego z orzechami włoskimi uwielbiam. Tylko już opróżniłam moją puszkę z orzechami, ale przecież niedługo spadną nowe:)
OdpowiedzUsuńA to połączenie w zestawieniu ze słodyczą gruszki to jest totalny szał! Ja niestety nie dysponuję własnym drzewem orzechowym, puszka pełna orzechów ze sklepu...
UsuńNiestety od października skończą mi się warzywa prosto z ogrodu i zacznę wizyty w warzywniaczku i na targu:)
Usuńfantastyczna kombinacja smaków
OdpowiedzUsuńi zdjęcia piękne!
Dziękuję Kaś, Mam słabość do takich zestawień!!! Gruszki wdzięczne do fotografowania i bardzo udane w tym sezonie. ciao!!!
OdpowiedzUsuńWyglądają wspaniale. uwielbiam połączenie lazura i gruszek. pietruszka i orzechy to świetny dodatek
OdpowiedzUsuńByły przepyszne, mam wrażenie, że tegoroczne dary sadów są nadzwyczajnie dorodne, słodycz tych klapsów była nieprawdopodobna, a lazur fajnie ją przełamał. Dobre połączenie, bez dwóch zdań!!
Usuń