Gratin - moja największa kulinarna słabość. Potwornie kaloryczna, obezwładniająco pyszna i mimo swej prostoty bardzo wyrafinowana. Długo pieczone, aromatyczne, doskonałe w pojedynkę i z akompaniamentem. Bez wątpienia najlepszy wynalazek Francuzów.
Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, które danie zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę, albo co zażyczyłabym sobie na ostatni posiłek przed śmiercią, wskazałabym właśnie na nie. Lubię je gdy ostygnie - wówczas daje się kroić w foremne porcyjki, lubię także jeść je od razu po wyjęciu z piecyka, gdy rozlewa się na talerzu dokładnie tak samo jak w niejednej prowansalskiej oberży. Jest to chyba jedyny posiłek na ziemi, który jestem skłonna wyjadać po barbarzyńsku, prosto z brytfanki. Lubię gdy ma mocno muszkatołowy charakter, dużo pieprzu i czosnku. Lubię je z masłem, ale bez sera, jak się okazuje lubię także gratin z kalafiorem.
Dziś był to kalafior urody niezwykłej, uległam mu na targu bo wdzięczył się do mnie swoją fioletową, okrągłą, śliczniutką buzią. Wyglądał jak malowany! Jesień we fioletach całkiem mi się podoba a fioletowe dary tej pory roku szczególnie lubię na talerzu: figi, węgierki, bakłażany, o tym że kalafior potrafi być w takim kolorze nie wiedziałam - nie ukrywam, że bardzo mnie ucieszyła ta okoliczność. W gratin co prawda intensywny fiolet zamienił się w brudnawy róż, ale i taki pastelowy szlaczek w przekroju ukochanego dania wypadł nader wdzięcznie.
Dzieci stwierdziły zgodnie, że to gratin jest stałą formą ich ulubionej kalafiorówki - jadły więc ze smakiem, a ja po raz kolejny nie miałam się z radości, że pociechy wiedzą co dobre...
Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, które danie zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę, albo co zażyczyłabym sobie na ostatni posiłek przed śmiercią, wskazałabym właśnie na nie. Lubię je gdy ostygnie - wówczas daje się kroić w foremne porcyjki, lubię także jeść je od razu po wyjęciu z piecyka, gdy rozlewa się na talerzu dokładnie tak samo jak w niejednej prowansalskiej oberży. Jest to chyba jedyny posiłek na ziemi, który jestem skłonna wyjadać po barbarzyńsku, prosto z brytfanki. Lubię gdy ma mocno muszkatołowy charakter, dużo pieprzu i czosnku. Lubię je z masłem, ale bez sera, jak się okazuje lubię także gratin z kalafiorem.
Dziś był to kalafior urody niezwykłej, uległam mu na targu bo wdzięczył się do mnie swoją fioletową, okrągłą, śliczniutką buzią. Wyglądał jak malowany! Jesień we fioletach całkiem mi się podoba a fioletowe dary tej pory roku szczególnie lubię na talerzu: figi, węgierki, bakłażany, o tym że kalafior potrafi być w takim kolorze nie wiedziałam - nie ukrywam, że bardzo mnie ucieszyła ta okoliczność. W gratin co prawda intensywny fiolet zamienił się w brudnawy róż, ale i taki pastelowy szlaczek w przekroju ukochanego dania wypadł nader wdzięcznie.
Dzieci stwierdziły zgodnie, że to gratin jest stałą formą ich ulubionej kalafiorówki - jadły więc ze smakiem, a ja po raz kolejny nie miałam się z radości, że pociechy wiedzą co dobre...
składniki:
1 kg sporych kleistych ziemniaków,
pół kalafiora,
1 średniej wielkości cebula,
300 ml śmietanki 30 %
400 ml mleka
gałka mielona - duuuużo
pieprz mielony - duuuużo
2 ząbki czosnku,
sól - sporo
Ziemniaki obieramy ze skórki i kroimy na cieniutkie plasterki (3mm będą idealne ;)). Kalafior posoliwszy, gotujemy na parze. Mleko podgrzewamy ze śmietanką, gałką, pieprzem, przeciśniętym przez praskę czosnkiem i solą, następnie zanurzamy w nim pokrojone kartofle. Gotujemy na wolnym ogniu przez około 10 minut uważając by wzburzone mleko nie wyszło nam z garnka. Dobrze czasem zamieszać bo zagęszczony skrobią płyn ma tendencję do przywierania. Gdy plasterki są miękkie, ale nie rozpadające się (!!!) wyławiamy je za pomocą łyżki cedzakowej lub przelewając płyn nad miską przez durszlak.
Kalafior delikatnie zgniatamy i mieszamy z pokrojoną drobno cebulą.
Na wysmarowanej masłem foremce układamy warstwę ziemniaków, następnie piętro z kalafiora i znów ziemniaczane plasterki. Na sam koniec zalewamy wszystko śmietanowym płynem i delikatnie oprószamy masłem.
Gratin potrzebuje 1,5 godziny w temperaturze 150 stopni.
Efekt jest bezwstydnie pyszny, a zapach jaki rozchodzi się po domu nieporównywalny z niczym.
Mogłabym piec je na okrągło!
Powstrzymuję się z trudem ;)
Powstrzymuję się z trudem ;)