Marzy mi się grzybobranie. Deszcz
pada, więc nadzieja na szczęśliwe spełnienie tych moich pragnień wzrasta
z każdą chwilą.
Jaka wielka szkoda, że zakłady pracy nie organizują, jak dawniej integracyjnych wypadów na grzyby, myślę, że to byłoby absolutnie cudowne jakby wielkie szychy korporacyjne zamiast do ośrodka spa, czy do luksusowej restauracji zagonione zostały do lasu, a potem przy ognisku musiałyby dzierżyć kij zwieńczony kiełbachą i śpiewać biwakowe piosenki...
Jaka wielka szkoda, że zakłady pracy nie organizują, jak dawniej integracyjnych wypadów na grzyby, myślę, że to byłoby absolutnie cudowne jakby wielkie szychy korporacyjne zamiast do ośrodka spa, czy do luksusowej restauracji zagonione zostały do lasu, a potem przy ognisku musiałyby dzierżyć kij zwieńczony kiełbachą i śpiewać biwakowe piosenki...
Tak, taki obrazek bardzo by mi się podobał!
Garnitury zamieniliby na pelerynę i kalosze, wykwintne wino na
piersiówkę a kuchnię fusion na ziemniaki z popiołu. Taki weekend w lesie
w sposób bezsprzeczny wpłynąłby na samopoczucie pracowników -
pozytywnie ma się rozumieć!
Las
działa kojąco na zmysły, jednak u mnie bywa, że wyzwala drugą osobowość - w sezonie grzybowym budzi się we mnie instynkt łowcy, moje zmysły wyostrzają się, gdy tylko przekraczam próg boru. Niczym drapieżnik dopatrujący swej ofiary zakradam się między drzewami i nawet, rozpostarte tu i ówdzie pajęczyny-giganty nie są mi wówczas straszne. Czaję się nie tyle ze względu na potencjalną zdobycz, która na swej jednej nodze raczej nie byłaby skłonna przede mną uciekać, lecz z uwagi na nieuniknione towarzystwo innych grzybiarzy - najczęściej z resztą ze mną spokrewnionych, Mimo, że dystans osób zbierających zwykle jest spory, cały czas towarzyszy im obawa, że nie daj Bóg ktoś sprzątnie im dorodnego grzyba sprzed nosa. Jakkolwiek irracjonalne to działanie, jest normą, że chwila w której objawi się przed nami pożądany grzyb jest zrywem. Rzucamy się na niego, choćby reszta grzybiarzy była oddalona o kilometry, a gdy wydobędziemy go z poszycia, roztropnie rozglądamy się jeszcze wokół by wypatrzeć ewentualne grzybowe rodzeństwo. Jak jesteśmy już pewni, że teren jest czysty, możemy trofeum pokazać światu. Z dumą.
Można by pomyśleć, że każdy kolejny egzemplarz powszednieje - nic z tych rzeczy! Każdy jest przyczynkiem do zrywu, każdy generuje te same emocje, każdy tak samo cieszy. Być może powinnam się wstydzić, że grzybobranie wyzwala we mnie odruchy bliskie neandertalskim ale nie wstydzę się zupełnie. Grzybiarze tak mają - chyba wszyscy, mam przynajmniej taką nadzieję....
Dzisiejszym wpisem staram się zaklinać pogodę a co za tym idzie także runo leśne by jak najszybciej nastał urodzaj kapeluszowców. Na straganach pojawiły się już podgrzybki, zatem można się spodziewać, że wysyp już tuż tuż...
Okazuje się, że zrobienie domowych łazanek to banał, robiłam pierwszy raz, i jak to zwykle ze mną bywa całkowicie na tak zwanego czuja...czuj okazał się być trafny. Ciasto wyszło idealne, podałam je z delikatnie podsmażonymi na maśle podgrzybkami, bez dodatku cebuli, czosnku ani innych bajerów które zwykle pojawiają się u boku makaronów wszelkich. Dopełnieniem smakowym stała się jedynie natka pietruszki i niezastąpiony długodojrzewający ser bursztyn.
Oto moja pochwała prostoty!
Mąkę i żółtka miksujemy w malakserze, po czym stopniowo dolewamy wrzątek. Powstałe ciasto rozwałkowujemy bardzo cienko i kroimy je w kwadraty o wymiarach 2x2 cm. Gotujemy około dwie minuty na solidnie osolonej wodzie. Grzyby kroimy w plasterki, smażymy na maśle, gdy ładnie się zrumienią solimy. Po wydobyciu łazanek, zalewamy je chłodną wodą a następnie mieszamy z nimi grzyby. Dla podbicia smaku możemy na tym etapie dodać jeszcze nieco masła. Natkę pietruszki kroimy niedbale i dorzucamy do reszty, na sam koniec posypujemy całość tartym bursztynem.
Nadmienię na marginesie, że takie sezonowe danie, powstaje w niecałe pół godziny, własnoręczne zrobienie makaronu nie angażuje dużo czasu a efekt jest niepodważalny i bezkonkurencyjny.
Powyższe składniki wystarczą na cztery porcje. Polecam każdemu takie domowe łazanki.
Można by pomyśleć, że każdy kolejny egzemplarz powszednieje - nic z tych rzeczy! Każdy jest przyczynkiem do zrywu, każdy generuje te same emocje, każdy tak samo cieszy. Być może powinnam się wstydzić, że grzybobranie wyzwala we mnie odruchy bliskie neandertalskim ale nie wstydzę się zupełnie. Grzybiarze tak mają - chyba wszyscy, mam przynajmniej taką nadzieję....
Dzisiejszym wpisem staram się zaklinać pogodę a co za tym idzie także runo leśne by jak najszybciej nastał urodzaj kapeluszowców. Na straganach pojawiły się już podgrzybki, zatem można się spodziewać, że wysyp już tuż tuż...
Okazuje się, że zrobienie domowych łazanek to banał, robiłam pierwszy raz, i jak to zwykle ze mną bywa całkowicie na tak zwanego czuja...czuj okazał się być trafny. Ciasto wyszło idealne, podałam je z delikatnie podsmażonymi na maśle podgrzybkami, bez dodatku cebuli, czosnku ani innych bajerów które zwykle pojawiają się u boku makaronów wszelkich. Dopełnieniem smakowym stała się jedynie natka pietruszki i niezastąpiony długodojrzewający ser bursztyn.
Oto moja pochwała prostoty!
składniki na łazanki:
400 g mąki
200 ml wrzątku
dwa żółtka
a do łazanek:
kilka dorodnych podgrzybków ok. 30 dkg,
masło,
sól,
natka pietruszki,
ser bursztyn
Mąkę i żółtka miksujemy w malakserze, po czym stopniowo dolewamy wrzątek. Powstałe ciasto rozwałkowujemy bardzo cienko i kroimy je w kwadraty o wymiarach 2x2 cm. Gotujemy około dwie minuty na solidnie osolonej wodzie. Grzyby kroimy w plasterki, smażymy na maśle, gdy ładnie się zrumienią solimy. Po wydobyciu łazanek, zalewamy je chłodną wodą a następnie mieszamy z nimi grzyby. Dla podbicia smaku możemy na tym etapie dodać jeszcze nieco masła. Natkę pietruszki kroimy niedbale i dorzucamy do reszty, na sam koniec posypujemy całość tartym bursztynem.
Nadmienię na marginesie, że takie sezonowe danie, powstaje w niecałe pół godziny, własnoręczne zrobienie makaronu nie angażuje dużo czasu a efekt jest niepodważalny i bezkonkurencyjny.
Powyższe składniki wystarczą na cztery porcje. Polecam każdemu takie domowe łazanki.
A skoro już jestem przy temacie moich marzeń, pozwolę sobie na małą dygresyjkę...:)
Oto i ona:
Życzę Wam i sobie obfitych leśnych łowów tej jesieni!
Boże, jakie piękne grzyby!!!! Aż mnie serce zabolało...Kiedy byłam młodsza, i starsza w sumie też ale mieszkałam z rodzicami, wypady do lasu to był nasz stały jesienny punkt programu. Tak mi teraz tego brakuje!
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu życzę i pozdrawiam ciepło.
Ps. Będę śnić o tym koszyku :)
Cześć Monika!!! Będziesz miała miłe sny zatem, mnie ten koszyk nie daje spokoju już od jakiegoś czasu ale to miły niepokój całe szczęście.
OdpowiedzUsuńLasów w naszym kraju moc. Wybierz się na grzyby, jak się sypną koniecznie!!!
Tylko,że do naszego kraju to mam trochę daleko :) Jest mała szansa, że w październiku polecimy na krótki urlop do Polski, więc może się załapię :)
UsuńO rany!! Fakt, w Anglii, można chyba liczyć wyłącznie na pieczarki... październik to najlepszy miesiąc na grzybobrania w Polsce, ja też czekam na ten miesiąc. Trzymam kciuki by wypad się udał i by wspomnienia mogły ożyć na nowo!!!pozdrowienia ogromne i ciepłe!!!
Usuńzazdroszczę, jak nic tych grzybów, łazanek i wycieczek do lasu :-)
OdpowiedzUsuńNie ma co zazdrościć, jak grzyby się sypną zakładaj kalosze i do lasu!!! :) A łazanki są mało wymagające, więc także polecam bardzo, bardzo!
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, blog...no i te grzyby;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Dziękuję. Swoją drogą Twoje papryki tak rozbudziły mój apetyt, że już włączyłam piekarnik, by upiec swoje...;)
UsuńJak leśnie u Ciebie!;) Smakowicie! Piękne zdjęcia. ;))
OdpowiedzUsuńLas z oddali mnie nawołuje, czekam wieści z Borów. fotki z ubiegłego grzybobrania, bardzo je lubię, zachwyca mnie to, że każdy grzyb ma tu swoją absolutnie odmienną oprawę.. Bardzo Ci dziękuję za przemiły komentarz!!
UsuńFakt. Takimi grzybami, jak prezentujesz, nie pogardziłby chyba nikt - ja na pewno. Firma, w której pracuję zwykła co roku organizować grzybobranie (choć do korporacji brakuje nam kilku setek lub tysięcy pracowników (i złotówek też:)). W tym roku posucha - tak w grzybach, jak i w pracowniczym grzybobraniu. Nadrobiliśmy to jednak z Mistrzem i paroma znajomymi, wyjeżdżając na weekend do wiatraka, gdzie muzyce, graniu w bule kamieniami (jakoś sobie trzeba radzić przy braku sprzętu) oraz kiełbaskom i ziemniakom z ogniska nie było końca. O piwie nie wspominając:)
OdpowiedzUsuńCudownie, że jeździsz na pracownicze grzybobrania!!! Jestem zachwycona!
UsuńA granie w bule kamieniami przy ognisku i piwie to dobra alternatywa dla wygłodniałych wrażeń, niespełnionych grzybiarzy...
Ja wciąż mam nadzieję, że grzyby się jednak sypną :)
całusy!!!
Aga,
OdpowiedzUsuńjesteś zatem rasową grzybiarą!
Nie pamiętam,kiedy byłam na grzybach...
I taki trening zamiast spotkania integracyjnego na polu golfowym byłby dla mnie ideałem.
Tylko nie ma szans niestety...
No a te łazanki z grzybami i bursztynem to coś nadzwyczajnego!
Oj, jestem, jestem!!! Całe szczęście na grzyby można się też wybrać niezależnie od pracy, co i ja uczynić zamierzam niebawem...niech no się tylko pojawią... A łazanki z grzybami i bursztynem to najlepszy przedsmak tych planów.
UsuńJestem zaszczycona i zachwycona!!
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie za to przemiłe wyróżnienie.
Też mi się marzy porządna wyprawa na grzybobranie.
OdpowiedzUsuńMoże uda się w przyszłym tygodniu.
Łazanki z grzybami mnie zachwyciły, to prawdziwie jesienne, rozgrzewające danie :)
Na grzyby - koniecznie!! a łazanki to dobra opcja na porę przejściową, zdecydowanie :) Bardzo Ci dziękuję za przemiłą wizytę!!!!
OdpowiedzUsuńPodzielam tęsknotę, choć już się pogodziłam z tym, że raczej w tym roku grzybów nie będzie :( Pomarzyć można, podgrzybki kupić i zjeść fantastyczne domowe łazanki :)
OdpowiedzUsuńUdanego tygodnia.
Ja wciąż mam nadzieję...
Usuńtak, łazanki z podgrzybkami to znakomity aneks do marzeń o grzybobraniu ;)
Przepiękne grzyby! ach, wiele bym dała za znalezienie w lesie takich okazów...
OdpowiedzUsuńJa też, te ze zdjęć już dawno się rozeszły w farszach, zupach i innych smakołykach. Trzeba mi świeżych grzybowych doznań!
Usuńpiękne zdjęcia! mam nadzieje, że uda mi się w tym sezonie wybrać na grzybobranie.
OdpowiedzUsuńOj tak, jest o czym marzyć...
Usuńdzięki bardzo Marta!
grzybobranie - wspaniała sprawa! gdy byłam mała, chodziłam czasem z babcia do lasu i bardzo milo to wspominam :)
OdpowiedzUsuńa łazanki pierwsza klasa! uwielbiam to danie.
Ja chodziłam z babcią, potem więcej z mamą, a w tym roku moje dzieci zapragnęły się ze mną wybrać...oby było co zbierać, bo zachwalałam im tę zabawę w grzybowego chowanego!!! ;)
UsuńPrzepięknie i jesiennie! Już Ci nie wierzę, że nie lubisz jesieni, skoro tak pięknie potrafisz ją pokazać :)
OdpowiedzUsuńW lesie pięknie jest zawsze, jesień w borze uwielbiam, tam podoba mi się wszystko bez względu na porę roku...tam jesienna nostalgia mi nie ciąży lecz cieszy! Miło mi, że tak odebrałaś mój wpis i że to widać. serdeczności!!!
Usuń