...że ludzie kochają makaron wiadomo, że tiramisu wybrzmiewa tęskną melodią na ustach wszystkich tych, którzy próbowali go u źródła także, że pizza z włoskiego pieca uzależnia i że carpaccio wołowe skropione doskonałej jakości oliwą i octem z Modeny wyborne - nie trzeba przekonywać... że ravioli, że tagliatelle, pappardelle, gnocchi, gorgonzola, pecorino, parmigiano, mozzarella nie tylko wdzięczne noszą imiona, ale przede wszystkim smakiem uwodzą także wiemy. To jest takie oczywiste!!! Nieoczywiste jest dla mnie natomiast dlaczego do kuchni włoskiej przylgnęła łatka, jakoby była z zasady kuchnią nader łatwą, lekką i niewymagającą.
Dzisiejsze moje danie zdecydowanie potwierdza tę moją wątpliwość; niby banalne naleśniki ze szpinakiem pod popularnym beszamelem, a jednak wcale nie takie zwykłe. Wielokrotnie przygotowywałam to danie, lecz dopiero dziś postanowiłam być wierna toskańskiej recepturze. Proces trwał na tyle długo, że zamiast obiadu była kolacja. Jako, że czas wydania posiłku był znacznie opóźniony, a słońce chowało się już za horyzont, zdjęć nie zrobiłam w dniu kolacji, zresztą diabelny głód nie sprzyjał sesjom. Pstryknęłam fotkę nazajutrz, serwując sobie odgrzewane naleśniki na 'lanczyk'. Podałam je, jak widać, nietypowo pokroiwszy każdy z naleśników na równe krążki. Całkiem fajnie się prezentowały.
Zacznijmy jednak od początku. Na sam widok składowych ciasta naleśnikowego musiał skoczyć mi cholesterol - nie przywykłam bowiem by w jednorazowej porcji topić aż 6 pełnowymiarowych jaj kurzych ani słusznej porcji topionego masła. Z uwagą potraktowane być musiało ciasto, które po przyjęciu formy ostatecznej czekało przed smażeniem pół godziny, szpinak także wymagał wielokrotnej obróbki - po umyciu trzeba go było podgotować, następnie przepłukać, odcisnąć, posiekać i znów odcisnąć a dopiero potem wymieszać z resztą składników. Na koniec przyszło mi zrobić beszamel i zapiec ładnie zawinięte naleśniki w 180 stopniach pod warstwą sosu. Do tej pory mój super sposób na naleśniki - którym nigdy nie miałam zbyt wiele do zarzucenia - polegał na tym, że szpinak z czosnkiem przesmażałam przez 2 minuty na wolnym ogniu a gdy był już miękki dodawałam polską 'fetę'. Wersja włoska jest znacznie subtelniejsza i czuje się w niej tę dbałość o szczegół - już sam naleśnik przyprawia o dreszcze rozkoszy - ma piękny kolor, ma smak, ma chrupkość i miękkość zarazem. Poza wszystkim muszę przyznać, ze ricotta znacznie ładniej podkreśla walory szpinaku niż mazisty, kwaskowaty produkt fetopodobny.
przepis pochodzi z 'Księgi Smaków Toskanii' autorstwa Lori de Mori
Szpinak płuczemy i podgotowujemy przez 3 minuty, przelewamy zimną wodą, odciskamy nadmiar płynu i siekamy drobniutko by potem jeszcze raz odcisnąć. Łączymy z resztą składników farszu. Ciasto na naleśniki przygotowujemy z podanych składników i zostawiamy pod przykryciem na 30 minut, dopiero po tym czasie smażymy na wysmarowanej masłem patelni. Z podanej ilości składników wychodzi 18 sztuk, a farszu starcza na zaledwie 8, uprzedzam. Dla mnie jednak ten stosunek był właściwy, bo 10 naleśników nafaszerowanych zostało musem z antonówek i podanych dzieciom :)
Gdy uda nam się odstąpić od patelni, zawijamy naleśniki ze szpinakowym farszem w ruloniki i układamy w brytfance obok siebie. Beszamel przygotowujemy rozgrzewając masło na patelni i następnie łącząc je z mąką, po mniej więcej 3 minutach należy zacząć stopniowo dolewać mleka i energicznie mieszać, by niepożądane grudy się nie utworzyły. Na sam koniec doprawiamy parmezanem, solą, pieprzem i gałką. Beszamelem polewamy przygotowane wcześniej ruloniki, zapiekamy w 180 stopniach 20 minut.
Zacznijmy jednak od początku. Na sam widok składowych ciasta naleśnikowego musiał skoczyć mi cholesterol - nie przywykłam bowiem by w jednorazowej porcji topić aż 6 pełnowymiarowych jaj kurzych ani słusznej porcji topionego masła. Z uwagą potraktowane być musiało ciasto, które po przyjęciu formy ostatecznej czekało przed smażeniem pół godziny, szpinak także wymagał wielokrotnej obróbki - po umyciu trzeba go było podgotować, następnie przepłukać, odcisnąć, posiekać i znów odcisnąć a dopiero potem wymieszać z resztą składników. Na koniec przyszło mi zrobić beszamel i zapiec ładnie zawinięte naleśniki w 180 stopniach pod warstwą sosu. Do tej pory mój super sposób na naleśniki - którym nigdy nie miałam zbyt wiele do zarzucenia - polegał na tym, że szpinak z czosnkiem przesmażałam przez 2 minuty na wolnym ogniu a gdy był już miękki dodawałam polską 'fetę'. Wersja włoska jest znacznie subtelniejsza i czuje się w niej tę dbałość o szczegół - już sam naleśnik przyprawia o dreszcze rozkoszy - ma piękny kolor, ma smak, ma chrupkość i miękkość zarazem. Poza wszystkim muszę przyznać, ze ricotta znacznie ładniej podkreśla walory szpinaku niż mazisty, kwaskowaty produkt fetopodobny.
przepis pochodzi z 'Księgi Smaków Toskanii' autorstwa Lori de Mori
składniki na ciasto:
185 g mąki,
sól,
6 jajek od szczęśliwych kur
125 g masła roztopionego i ostudzonego
500 ml mleka
składniki na farsz:
500 g szpinaku - liści bez ogonków,
250 g ricotty,
50 g tartego parmezanu,
1 jajko,
sól, pieprz i gałka muszkatołowa - wszystko świeżo zmielone
składniki sosu:
560 ml mleka - następnym razem dam 600 ml by sos miał bardziej płynną konsystencję
60 g masła,
60 g mąki,
gałka pieprz i sól,
3 łyżki tartego parmezanu
Gdy uda nam się odstąpić od patelni, zawijamy naleśniki ze szpinakowym farszem w ruloniki i układamy w brytfance obok siebie. Beszamel przygotowujemy rozgrzewając masło na patelni i następnie łącząc je z mąką, po mniej więcej 3 minutach należy zacząć stopniowo dolewać mleka i energicznie mieszać, by niepożądane grudy się nie utworzyły. Na sam koniec doprawiamy parmezanem, solą, pieprzem i gałką. Beszamelem polewamy przygotowane wcześniej ruloniki, zapiekamy w 180 stopniach 20 minut.
Aby dokończyć wątek, od którego zaczęłam, spokojnie mogę skwitować, że we włoskiej kuchni najbardziej odpowiadają mi te dania, do których powstania przyczynił się czas - cudowne, domowej roboty makarony, maleńkie ravioli czy tortellini, zawiesiste, przearomatyczne sosy, które gotują się godzinami, czy moje dzisiejsze naleśniki po florencku. Tę odsłonę włoskiego smaku cenię najbardziej, choć przyznaję, że za banalną Caprese z domowym pesto też oddałabym wiele... :)