wtorek, 24 czerwca 2014

pierogi z jagodami - najprostsze przyjemności




Moja tęsknota pozostaje uśpiona przez niemal pół roku, budzi się z zimowego snu dopiero wówczas, gdy w lasach zaczynają kwitnąć konwalie, nasila sie wraz z nieposkromioną eksplozją majowego urodzaju. Czekam niecierpliwie wypraw po pieczywo do byłego Gieesu,  następujących tuż po nich przedpołudniowych śniadań i towarzyszących im dźwięków przejeżdżającego po starym moście pociągu. Marzę by znów obierać fasolkę szparagową na drewnianym ganku, a potem gotować ją godzinami na mało wydajnej kuchence elektrycznej i o tym jeszcze marzę, by w drodze powrotnej ze spaceru kupować jak zwykle wiosenne cukierki i drugie - paskudne, pudrowe, które moi brydżowi kompani tak lubią zajadać przy robrze. Czuję motyle w brzuchu, gdy myślę o czyszczeniu maluteńkich kurek leśnych i o jajecznicy o nadprzyrodzonym aromacie. Chcę zapachu grillowanej na ogniu kukurydzy i smaku smażonego sera z kminkiem, chcę słuchać deszczu, który nigdzie tak nie brzmi jak tam, kiedy obija się o spadzisty, blaszany dach. Chcę rąk fioletowych od jagód i tego poczucia radości z każdej najprostszej, najbardziej przewidywalnej chwili. 

Dziś czekając, lepię pierogi wypchane jagodami, po takim posiłku tęsknota niewątpliwie przybierze na sile, ale lubię ją, bo wiem, że jak w każde wakacje, doczeka się spełnienia.




składniki:

200 g mąki pszennej, 
200 g semoliny, 
3 jajka szczęśliwe, 
solidny chlust wody gazowanej,

0,5 kg jagód,
cukier

do podania topione masło lub kwaśna śmietana z cukrem


Semolinę mieszam z mąką pszenną  w mikserze, dodaję całe jaja i na koniec chlust wody mineralnej. Dobre ciasto poznacie po konsystencji - powinno być plastyczne, ale spójne i stawiać spory opór pod ciężarem wałka. Jagody posypuję cukrem - moje były umiarkowanie słodkie, więc dałam go sporo. 

Ciasto rozwałkowałam, powykrawałam z niego kółeczka, a potem na każdym układałam małą łyżeczką porcję czarnych jagód. 
Zaklejałam zgodnie z pierogową sztuką i gotowałam na silnym ogniu przez 3 minuty. 
Gotowe, wciąż ciepłe polałam śmietaną zmieszaną z cukrem
Z podanych składników wychodzi 80 pierogów.


 ...są pyszne - jak wszystkie proste przyjemności!



wtorek, 17 czerwca 2014

knekkebrød - wspólne czerwcowe chrupanie


To nie mogło się nie udać! Mimo abstrakcyjnie brzmiącej nazwy i skandynawskiej proweniencji, która pozostaje dla mnie wciąż słabo zgłębiona, udało mi się sprostać zadaniu i upiec nasz czerwcowy chleb . Chleb szyty na miarę dla mnie - bo bez zakwasu, który przeto lubi mi figle płatać i bez mozolnej procedury wyrabiania, wałkowania, maglowania, które to czynności cierpliwość moją na próbę za każdym razem wystawiają. Dziś było idealnie, obyło się bez wyrabiania, bez zakwasu - ba! nawet obeszło się bez drożdży, do tego wszystkiego wypiek znakomicie wpisuje się w mój dietowy nastrój, śmiem twierdzić, choć dietetykiem nie jestem, że jego spożycie sprzyjać będzie dalszej, lawinowej utracie kilogramów no bo błonnik, otręby, naturalna miotełka dla naszego układu trawiennego i tym podobne. Sprostawszy więc wyzwaniu, zagryzam rozkoszne, wiosenne, wyszczuplające kanapeczki i myślę o tym, jak świetnie wyglądać będę już lada chwila w bikini...





Składniki:
200 ml otrębów pszennych

200 ml płatków owsianych

200 ml pestek dyni

200 ml pełnoziarnistej mąki żytniej

200 ml ziaren słonecznika
100 ml siemienia lnianego
100 ml ziaren sezamu
2 łyżeczki soli
700 ml wody






Wszystkie składniki wymieszać i odstawić na 10 minut. (Leń mną zawładnął, zatem uprościłam sobie tę i tak prostą procedurę miksując wszystkie składniki w malakserze)
Wykładamy blachę papierem i rozsmarowujemy ciasto cieniutko  równą warstwą. ( moje ciasto było dość jednolite, bo wszytko sprytnie zmiksowałam, ale z wierzchu potraktowałam je siemieniem i sezamem by było ładniej)
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika do 150 stopni z termoobiegiem na 10 minut (u mnie bez termo, bo nie działa, górna i dolna grzałka dały radę)
Po 10 minutach wyciągamy i kroimy na prostokąty. Wstawiamy ponownie do piekarnika jeszcze na 30-40 minut.
Wyciągamy i odstawiamy do wystygnięcia – po ostygnięciu stwardnieje.
Najlepiej przechowywać w szklanym lub ceramicznym pojemniku z przepuszczalną pokrywką.

Mój chrupki chlebek potraktowałam wszystkim, co miałam pod ręką. Stworzyłam sobie wiosenną rozpustę na śniadanie - były szparagi, przepiórcze jajko, rzodkiewki, Philadelphia, zioła, młody bób i piękne słońce za oknem. Oby tak dalej! Jutro powtarzam tę przemiłą poranną sytuację.
Sceptyków (ja też do nich należałam, bo za chrupkim pieczywem nie przepadam) zachęcam do wypróbowania tej arcyprzyjemnej, bezinwazyjnej receptury, zapraszam także na wnikliwe przestudiowanie blogów pozostałych uczestników chrupiącej czerwcowej piekarni! Oto one:


Smacznego :)







czwartek, 12 czerwca 2014

Eton Mess - każdy ma taki deser na jaki zasłużył...




Wszystko zaczęło się od białek, które od pewnego czasu misternie były przeze mnie zbierane do zamykanego pudełeczka w zamrażarce. Z każdym zużytym do sosu holenderskiego żółtkiem, przy każdym lemon curd, ilekroć robiłam bajeczny domowy makaron jajeczny - a robię go nader często - białko lądowało w zbiorczym pojemniku. Planowanym finałem dla kosmicznej liczby białek miała być wielka niczym słoń Pavlova, podana na jakiejś tłumnej imprezce, Pavlova miała być tyleż ogromna, co idealna  i wszyscy zgromadzeni mieli jęknąć z zachwytu na jej widok...
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy na wpół rozmrożone białka odkryłam dnia któregoś spoczywające na kuchennym, mocno nasłonecznionym blacie... pomyślałam więc o Pavlovej, ale jako, że aktualnie dręczę się dietą nie był to pomysł najlepszy. W ramach ocalenia arsenału białek popełniłam więc całkiem niegroźne beziki, które zamknąć można przecież w szczelnej puszeczce i zapomnieć o ich istnieniu na czas jakiś. 





Wbrew przypuszczeniom beziki nie dały o sobie zapomnieć, do dziś pozostało ich zaledwie kilka, jednak ja - przysięgam - nie zjadłam ani jednej. Pozostałam obojętna (pozornie acz skutecznie), popijając koktajl z banana i truskawek. Dzieciom serwowałam bajeczny Eton Mess - angielski warstwowy deser z kruszoną bezą, bitą śmietaną i owocami. Coby było im jeszcze przyjemniej, w deserze znalazły swoje miejsce także lody śmietankowe, warstwy następowały naprzemiennie - kruszonej bezy nie należy żałować! Eton Mess jest chwalony, robię go już któryś dzień z rzędu, bezy znikają.  
Cóż, zaczynam więc znów kolekcjonować białka...



składniki na bezę:

białka,
cukier puder

(na 6 białek - 300 g cukru pudru)

+
truskawki krojone i miksowane,
bita śmietana z odrobiną cukru pudru,
lody

lub w wersji dla nieposiadających białek, lub czasu, lub ochoty na suszenie - gotowe bezy z cukierni


Wobec braku wiedzy na temat faktycznej liczby białek ustalenie właściwych proporcji odbywało się na oko. Powyższe proporcje są jednakowoż sprawdzone więc podaję, jeśli ktoś natomiast jest w posiadaniu niepoliczonej liczby białek w zamrażalniku, należy badać konsystencję piany, a robi się to tak:
Zaczynamy od ubijania mikserem samej piany bez cukru. Gdy będzie już sztywna, stopniowo dosypujemy cukier puder miksując, aż piana stanie się lśniąca i ciągnąca. 
Papier do pieczenia smarujemy niewielką ilością oleju, a następnie wykładamy zgrabne kopczyki z piany tworząc u góry zawijas. Wkładamy blachy z kopczykami do piekarnika nagrzanego do 100 stopni, gdzie suszyć się będą przez ok 3 godziny. Po wyjęciu bezików dajemy im ostygnąć na kratce, a potem chowamy do zamkniętego pojemnika.



Eton Mess udokumentowałam, polecę za sprawą rekomendacji gości i potomstwa, ze swojej strony mogę za to polecić miksowanego z truskawkami banana :)

A Wy? Zasłużyliście sobie na Eton Mess?




poniedziałek, 2 czerwca 2014

estragonowa tarta z białymi szparagami




Była niesamowita. Przychodziła do mnie co najmniej raz w tygodniu i opowiadała o swoich nowych kulinarnych odkryciach. Ja zresztą nie pozostawałam jej dłużna, gdy tylko zdarzyło mi się w kuchni coś niezwykłego śpieszyłam, by jak najszybciej jej o tym donieść. Przybiegała do mnie i od progu z nieposkromioną radością oznajmiała, że oto kupiła niespotykaną odmianę pomidorów, że skorzystała ze znalezionego w 'Chwili dla Ciebie' rewelacyjnego przepisu na zapiekankę warzywną i, że rzecz jasna jedno i drugie przytargała dziś dla mnie bym mogła podzielić jej entuzjazm. Była otwarta na nowe, z rozkoszą eksplorowała tajniki kuchni dalekich, na jej stole obok dań codziennych pyszniły się rarytasy pozornie wyrwane z kontekstu, a znakomicie oddające jej naturę i ciekawość świata. To ona pierwsza powiedziała mi o szparagach, to ona nakarmiła mnie zupą z białych łebków - była to zupa finezyjna, kremowa, zagęszczona płatkami ryżowymi, kremówką i ubarwiona dużą ilością świeżego koperku. Z lubością i sentymentem wracam do tej zupy, zawsze gdy sięgam po biały pęczek cofam się myślami do naszych chwil i do tej radości ze wspólnego odkrywania. 

Dziś sięgnęłam po białe łebki pierwszy raz w tym roku i usadowiłam je na tarcie z mocnym estragonowym akcentem. Estragon suszony dodał charakteru ciastu, świeży natomiast dopełniał smak zalewy serowo-jajecznej, sama nie wiem, kto jest bohaterem pierwszoplanowym tego dania - szparag i estragon równie intensywnie zaznaczają tu swą obecność.  
Piękne, delikatne danie, piękne aromaty, piękne wspomnienia. 




składniki:

na spód

dwie szklanki mąki pszennej,
150 g masła, 
łyżka suszonego estragonu,
jedno jajko, 
łyżeczka soli


pęczek białych szparagów lub 15-20 białych łebków na wagę
100 ml śmietanki kremówki
100 g tartego Emmentalera
3 jajka,
cebula,
pieprz, 
sól, 
gałka muszkatołowa,
świeży estragon


Zagniotłam ciasto na tartę - masło miałam niemiłosiernie twarde więc je starłam na grubych oczkach tarki, dosypałam mąkę, sól, dodałam jajo i estragon po czym maglowałam w łapkach do uzyskania kształtnej kulki (gdy ciasto jest mało plastyczne można dodać łyżkę kwaśnej śmietany). Sztuka nakazuje schłodzić przygotowane ciasto, ale nie miałam ochoty czekać, więc z miejsca wyściełałam nim formę do tarty. Ponakłuwałam delikatnie i wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni na 15 minut. Gdy spód się rumienił ugotowałam szparagi - białe potrzebują 8-10 minut, jako, że miały być poddane dalszej obróbce cieplnej wyłowiłam je niedogotowane i przelałam zimną wodą. Na patelni podsmażyłam pokrojoną drobno cebulkę. W misce wymieszałam jajka, świeży estragon, śmietankę i utarty Emmentaler, cebulę, posoliłam, doprawiłam gałką muszkatołową. Gdy spód był rumiany wyjęłam go, udekorowałam białym szparagami, a na koniec wszystko zalałam czekającą w miseczce masą. Tarta wróciła do piekarnika, potrzebowała 25 minut by stać się idealna.