Puree ziemniaczane, phi! Łatwizna serwowana do każdego przeciętnego obiadu, tam jednak smakuje jak danie samostanowiące, nie dodatek. Zanurzasz widelec w tej cudownej konsystencji, a potem smakujesz całym sobą. Idealnie gładkie, pozbawione grudek, przyjemnie aromatyzowane pieczonym czosnkiem. Ziemniaki - ot, taki banał. Obok nich wytrawny flan - nie przyszłoby ci do głowy, że z pospolitego selera. Mój Boże, jaki on jest pyszny!!! Główną atrakcję talerza, stanowi biała ryba podana na kopczyku z czarnej soczewicy, filet nurza się w beurre blanc, sos się nie rozwarstwia jest spójny, cudownie pobrzmiewa w nim wino. Jest tak przepyszny, że milkną rozmowy, ci którzy nie doświadczają takiego jedzenia na co dzień, chcą w pełni oddać się chwili smakowania. W kieliszku musują bąbelki, wokół cudowna melodia francuskiego popołudnia.
Drodzy Państwo, witamy w Szampanii, à ta santé!
Drodzy Państwo, witamy w Szampanii, à ta santé!
Założywszy słomkowy kapelusz próbowałam zgrabnie wtopić się we francuskie tło, co oczywiście udać się nie mogło, albowiem:
- wypiłam nieprzyzwoitą ilość szlachetnego wina i poruszałam się krokiem najogólniej rzecz ujmując fantazyjnym (Ministerstwo Śmiesznych Kroków z pewnością mogłoby mnie obsadzić na jednym ze stołków),
- w milczeniu zjadłam kilka niezapomnianych posiłków (Francuzi nigdy nie jedzą w milczeniu),
- pstryknęłam fotkę sławetnemu Dom Perignon, a następnie milionie innych miejsc, aparat, jak słomkowy kapelusik, był nieodzownym elementem mojej urlopowej stylizacji
- upaprałam sobie płaszczyk pyłkiem kwitnącego rzepaku, a białe buty grząskim podłożem szampańskich winnic (potem wyklinałam jedno i drugie w gwarze dalekiej od lokalnej),
- wzruszyłam się oglądając dostojną katedrę w Reims, podczas gdy lokalsi zupełnie obojętnie sączyli kawkę u jej stóp
Uwielbiam być turystą we Francji. Jako że od kilku dni obsesyjnie przygotowuję wciąż beurre blanc, mogę ogłosić, że zaczęło mi wychodzić modelowo, dziś podaję więc na nie sposób. Z rybą jest najlepsze, ale znakomite także ze szparagami i innymi warzywami. Voila!
Szalotki drobno kroję i delikatnie podsmażam na odrobinie masła, następnie zalewam je winem i czekam aż zredukuje się o połowę, po tym czasie można, co sugeruję, zblendować lub przetrzeć przez sito winną cebulkę, potem zmiksowaną znów należy podgrzać. Ciepłą bazę zdejmuję z ognia i dodaję nieduży kawałek masła. Zaczynam intensywne ubijanie rózgą, dodaję kolejne kosteczki schłodzonego tłuszczu, nieustannie mieszając powstający sos, z czasem nabiera on koloru kości słoniowej i cudnej kremowej konsystencji. Pod sam koniec dodaję odrobinę soku z cytryny wciąż ubijając i sól, we Francji częstym dodatkiem jest też biały pieprz, ale ja go nie lubię więc nie dodaję. Julie Child poleca by w beurre blanc znalazł się także ocet z białego wina, mi jednak bardziej odpowiada wersja wyłącznie na winie, jest subtelniejsza ( robiłam już sos według kilku receptur).
Na moim obrazku uchwyciłam przypadek z udziałem musu szparagowego, ale nie był szałowy, więc nie ma o czym mówić.
składniki:
dwie szalotki,
pół szklanki wina białego,
kostka schłodzonego pokrojonego na kawałki masła,
kilka kropli soku z cytryny,
sól,
ewentualnie biały pieprz,
Szalotki drobno kroję i delikatnie podsmażam na odrobinie masła, następnie zalewam je winem i czekam aż zredukuje się o połowę, po tym czasie można, co sugeruję, zblendować lub przetrzeć przez sito winną cebulkę, potem zmiksowaną znów należy podgrzać. Ciepłą bazę zdejmuję z ognia i dodaję nieduży kawałek masła. Zaczynam intensywne ubijanie rózgą, dodaję kolejne kosteczki schłodzonego tłuszczu, nieustannie mieszając powstający sos, z czasem nabiera on koloru kości słoniowej i cudnej kremowej konsystencji. Pod sam koniec dodaję odrobinę soku z cytryny wciąż ubijając i sól, we Francji częstym dodatkiem jest też biały pieprz, ale ja go nie lubię więc nie dodaję. Julie Child poleca by w beurre blanc znalazł się także ocet z białego wina, mi jednak bardziej odpowiada wersja wyłącznie na winie, jest subtelniejsza ( robiłam już sos według kilku receptur).
Na moim obrazku uchwyciłam przypadek z udziałem musu szparagowego, ale nie był szałowy, więc nie ma o czym mówić.
Aguś jesteś niesamowita, uwielbiam wszystkie Twoje historie i ten sos maślany tez :) Buźka!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za to, że lubisz :) Sos maślany jest fantastyczny, Francuzi znają się na rzeczy.
UsuńMinisterstwo Śmiesznych Kroków powiadasz :) ..... rozbawiłaś mnie bardzo, będę sobie to przypominać zawsze gdy będę po winku :))) i będę obsadzać stołki w wesołym towarzystwie ! oj tak, tak zrobię :)
OdpowiedzUsuńmasełko bardzo lubię, sosik zapowiada się pysznie, pozdrawiam!
Ministerstwo głupich/śmiesznych kroków to mój ulubiony skecz… Zawsze gdy mam gorszy humor jest w stanie mi go poprawić. Jeśli nie widziałaś, koniecznie do nadrobienia :) Beurre blanc to przepyszna bomba kaloryczna!
UsuńTiaaa... i zechlało mię kakało... bo ja żem też była w Szampanii! Trzy lata mordowałam się w Socratesie-Comeniusie z Francuzami z Aix-en-Othe, żeby tam pojechać! I byłam, byłam, a jakże! Jeno nas nikto szampanem nie częstował - pijaliśmy ichni produkt regionalny o pięknej nazwie "cidre", któren był jabolem-kwasiorem, którego moje plebejskie podniebienie, wygarbowane boszczem, nie było w stanie nijak docenić. Nawet upić się nie można było i zademonstrować, jakie JA znam śmieszne kroki :-D A słynnego kokowena też jadłam w milczeniu, bo - i owszem - był z wolnego chowu (co z dumą podkreślali), ale chyba w tej zagrodzie chowali go z 10 lat na samych robakach, taki był żylasty i chudzieńki...
OdpowiedzUsuńCaUski serdeczne, wpis jest cudowny!
O Jezu, Marzyniu, dlaczego Ty mi każesz czytać 3 razy Twoje komentarze, po pierwszym zalewam się łzami ze śmiechu, a dopiero po trzecim wiem co masz do powiedzenia...
UsuńMarzyniu, Tyś jest najpozytywniejszą bodaj istotą na tej ziemi. Jak ja się cieszę, że do mnie wpadasz i doprawiasz moje wpisy swoimi komentarzami :)
UsuńAguś , sos zapisuję, ale nie jestem pewna, czy potrafię go tak wspaniale wyklarować. Przeraża mnie trochę ta kostka masła, ale skoro tyle go ma być...
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam! Przecież ta porcja nie jest zarezerwowana dla jednej osoby, można w niej maczać zaledwie koniuszek szparaga i to będzie też milion procent doznań. Nie trzeba od razu ładować całej kostki w pojedynkę. Nie bój się zatem beurre blanc, a gdy go zrobisz, to podaj natychmiast do szybkiego zjedzenia. Sos dość szybko gęstnieje i traci swoje walory. Więcej o nim znajdziesz u Julii Child chociażby. Jest przepyszny!
UsuńTeż właśnie mam opory co do tej kostki masła, ale może ten jeden raz warto spróbować.
UsuńTo jest porcja na duuużą imprezę - widzę to tak - siadacie do grilla, smakołyki dochodzą na ruszcie, ale zanim będą gotowe na stole pojawia się beurre blanc i szparagi - każdy ze zgromadzonych chwyta i macza. Jest pysznie! Trzeba go jeść natychmiast, więc większa liczba osób wskazana :)
UsuńDziś robię znów. Do grilla i szparagów właśnie.
Francja masłem stoi!
OdpowiedzUsuńI to lubię, i Francuzki są szczupłe.
A u nas oleje, odtłuszczanie posiłków, unikanie kalorii,...i efekt jojo jak ta lala.
Ale być turystą we Francji to nie tak prosto. Trzeba wiedzieć co i jak i gdzie...
Inaczej przeżyć można rozczarowania, jakże wielkie.
Wszystkiego szampańskiego!
Wspominałam już kiedyś moje rozczarowanie z Orange i jeden z paskudniejszych makaronów w życiu… ale Aniu, wszystkiego z czasem człowiek się uczy. Dziś już wiemy, jak znaleźć dobre jedzenie we Francji :) Zawsze trafiamy dobrze. Masło to podstawa wszystkiego, kuchnia bez masła nie miałaby sensu. masło jest dobre na wszystko. Całuję Cię!!!
UsuńKOSTKA !!! nieźle :) Widzę że miałaś bardzo udane wakacje. Taki chwiejny krok zwłaszcza w kraju które winem stoi to standardzik. Niestety nie miałam jeszcze okazji Francji odwiedzić, bo zazwyczaj na wakacyjne wojaże wybieram Włochy, ale widzę że we Francji też by mi się podobało :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa Aniu wizualizuję swoją emeryturę we Francji, najchętniej gdzieś w Prowansji, ale Szampania też byłaby ok :) Beurre blanc ma na południu solidną konkurencję w postaci tapenade… trudno mi zdecydować, który specyfik lubię bardziej. Całe szczęście do emerytury jeszcze chwilka :) Bardzo polecam Ci Francję, jest czarująca!!
UsuńJak ja się za tobą stęskniłam!
OdpowiedzUsuńMyszeńko, niebawem objawię się z jakimś nowym wpisem i mam nadzieję, że tęsknota nieco zelżeje. Też tęskno mi do blogowych stron, czekam aż czasu do mnie troszku więcej przypłynie. Oby w tym tygodniu się udało, bo czuję, że mi czegoś straszliwie brak. Buziule posyłam póki co!
UsuńA ja ciągle odpoczywam....
UsuńTo dobrze, odpoczynek fajny jest!
UsuńHa! Mysza! Zdybałam Cię, wylazłaś z dziury!!! Wpadłam tu, żeby się zapytać Bawełnianej, czy żyje, a tu proszę: żyją obydwie, spoczywają se, a Boszczownika nikt nie odwiedza, buuu, chlip, chlip...
UsuńKochana Marzyniu, nadrobię wszyściutko i uczynię to z rozkoszą, potrzebuję jednak nieco okiełznać niedobory czasu by każdym Twym słowem się nacieszyć. Mam dość wariacki okres, co widać po absencji w blogosferze… ale już niedługo! Buziulkam!!!
UsuńNo to caUski :-)
Usuń