Czekam już dwa tygodnie.
Nerwowo przeglądam strony internetowe, ulubione blogi, książki kucharskie polskie i zagraniczne, zerkam spode łba na programy kulinarne i nic. Cisza, jak makiem zasiał. Nawet Jamie - zwykle niezawodny nie działa dziś na mnie!! Pozostaję nieczuła i zupełnie niewzruszona. Chyba moja kulinarna wena zapadła w sen zimowy. Miejmy nadzieję, że będzie to raczej krótka drzemka i, że Morfeusz odpuści wcześniej niż później.
Gar barszczu nastawiony, w listopadzie - wiadomo - barszcz być musi - traktujemy go jednak nie tyle jako posiłek, co alternatywę dla herbaty. Nie chce mi się dań polskich, ani włoskich, zupełnie mi nie tęskno do potraw orientalnych. Nie chodzi za mną słodkie, nie marzę o gratin nawet, ani o desce aromatycznych serów, które mogłabym kroić i smarować świeżo poczynioną galaretką z pigwy, zelżała mi także tęsknota za letnim pomidorem. Jedyny ślad entuzjazmu powoduje we mnie myśl o włoskiej mortadeli z pistacjami, ale biorąc pod uwagę, że można ją kupić w niewielu miejscach nie zamierzam ulec chętce. Zostanę tu gdzie jestem, przyjemnie otulona zapachem buraków i majeranku. Nie zamówię pizzy, ani sushi, nie pójdę do ulubionej knajpki na obiad, nie zorganizuję kolacji dla znajomych, ani nie wybiorę się na inspirujące zakupy jedzeniowe. Będzie bryndza! Z ugotowanych wczoraj ziemniaków zrobię krokiety, popiję je barszczem i rozsiądę się wygodnie w listopadzie, bo w sumie czuję się z nim nie najgorzej w tym roku...
Jest bryndza za oknem, jest bryndza w krokiecie, jest nieźle ;)
Jest bryndza za oknem, jest bryndza w krokiecie, jest nieźle ;)
krokiety lepimy z ziemniaków resztkowych z minionego obiadu
składniki na 6 krokietów:
5 sporych kartofli,
2 jajka,
sól,
gałka muszkatołowa,
pieprz,
natka pietruszki,
5 łyżek mąki pszennej,
bryndza - u mnie zeszło 60 g,
bułka tarta,
łyżeczka kurkumy,
olej rzepakowy
Ziemniaki ubijamy na puree, mieszamy z jednym jajem, mąką, pieprzem, gałką i drobno pokrojoną natką. Rozgrzewamy olej na patelni. Z tak przygotowanej masy odrywamy kawałek, rozpłaszczamy nadając kształt owalu po czym do środka wkładamy bryndzę. Zawijamy w krokiecik, obtaczamy w rozkłóconym jajku i mieszaninie bułki tartej z kurkumą. Smażymy krokiety na złoto z każdej strony. Podajemy z kwaśną śmietaną i lekką sałatką (czerwona papryka świetnie pasuje do bryndzy), albo tak jak podałam ja - z domowym barszczem czerwonym.
Smacznego! Pięknych dni z lekturą i wieczorów z dobrym winem Wam życzę!!
mmm , ale wygladaja :)
OdpowiedzUsuńtak, jak na danie resztkowe, całkiem wdzięczną mają prezencję :)
UsuńAguś ja podobnie z listopadem, jedynie co mnie mobilizuje to wcześniejsze zoobowiazania, które się na listopad przeciągnęły, a tak mało mi się chce w tym roku i nie kulinarnie ale również zawodowo, jakoś przeżyję a zaraz grudzień i święta :)
OdpowiedzUsuńTak jest, oby do grudnia :) Ja w tym roku pogodzona jestem z listopadem, dostrzegam jego niewątpliwy wpływ na moją aktywność i chęci, ale wychodzę z założenia, że tak być musi. Może taki szaro-bury przecinek w roku jest potrzebny?? Ściskam i powodzenia z wyzwaniami!!
UsuńNo nieźle , nieźle:-), pomimo totalnego braku inspiracji wyszło Ci bardzo apetyczne danie:-), mnie zainspirowałaś i to bardzo:-). A mój listopad choć deszczowy to też jakoś się z nim dobrze czuję:-) choć przyznam się szczerze, że troszkę doskwiera mi monotonia, chyba czas pomyślec o powrocie do pracy:-)
OdpowiedzUsuńMówię Ci Olimpia, w mojej głowie pustynia... ale mimo to jestem w stanie, jak się okazuje przygotowywać rzeczy zupełnie zjadliwe, barszcz też zresztą niczego sobie :) Ja mam za sobą dwa miesiące przerwy od robo i też już mnie ciągnie do pracy zawodowej, znam więc ten stan. pa!
UsuńCzyli depresja klimatyczna?
OdpowiedzUsuńDopada mnie przy takiej bryndzy zaokiennej też czasami...
Zwłaszcza szaro-bura scenografia świata mnie dołuje.
Ale danie całkiem niedepresyjne,z pazurem i pyszne!
W tym roku jest całkiem ok, chwilowy brak inwencji nie powoduje u mnie złego humoru. Biorę listopad z dobrodziejstwem inwentarza, a zatem i z bryndzą zaokienną. Zwykle trudno mi było zaakceptować ten jesienny marazm i szarość, tym razem akceptuję to, co się dzieje wokół i ze mną - nie marudzę. Krokiety niedepresyjne więc zupełnie, a pazur pod postacią sera bardzo jest smakowity :)
OdpowiedzUsuńPoczytałem i doszedłem do wniosku,że ta bryndza wcale nie głupia.
OdpowiedzUsuńA jakże!! Bryndza ma swoje niewątpliwe atuty :)
UsuńA ja w tym roku właśnie najgorzej to znoszę w tym listopadzie. Zmęczona, znudzona, podłamana...Przycupnę u Ciebie na filiżankę aromatycznego barszczyku z tym cudnym krokiecikiem i przeczekam do grudnia...
OdpowiedzUsuńBarszcz cuda zdziałać potrafi. Wierzę, że pomaga na wszystko, nawet na jesienne dołki. Grudzień już za pasem, damy radę!
UsuńPowiem za Marzeną, że pomysł z barszczykiem jest świetny. I jeszcze dodam, że do przedwczoraj pełna byłam werwy, pomysłów na zmiany w domu / nawet udało mi się przmalować parę mebli/, aż tu... Jak nie walnie spadek ciśnienia i mrok i wilgoć i bóle w kościach...Dołączam do wszystkich czekających na grudzień/ ale przy barszczu i krokieciku / :-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie przy barszczyku, krokiecik też wskazany :) Ponoć we wtorek ma by śnieg, więc jeśli się sprawdzi i zrobi się biało - widoki przez okno będziemy mieli lepsze :)
UsuńCzasem dopada nas taki nastrój, ale warto go po prostu przeczekać! Zaopatrzona w takie krokieciki...dasz radę musowo!;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak! Wielkie odliczanie do grudnia już rozpoczęte. Krokiet z bryndzą zimę zapowiada :)
UsuńWieczór z dobrym winem właśnie u mnie trwa :) Barszczu też bym się napiła, nie powiem....Niedługo odwiedza nas teściowa, może umie barszczyk zrobić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i popray nastroju życzę!
Barszcz ma moc, zawsze zamawiam go w knajpkach i chętnie próbuję go w różnych domach, wszędzie ma nieco inny smak, ale zawsze wyborny. Moja teściowa też robi dobry :) Z nastrojem nie jest najgorzej, bo do grudnia coraz bliżej. Do zobaczenia!!
UsuńNie uwierzysz Aga ! U nas wczoraj na obiad były takie ziemniaczane kotleciki / co prawda bez bryndzy w środku , a z sosem grzybowym na wierzchu - ale i tak mnie to rozbawiło i wszechogarniająca "bryndza" za oknem już mnie tak nie dołuje :):):) /
OdpowiedzUsuńTe ziemniaczane kotleciki wszystkim domownikom strasznie smakują - następnym razem będą w wersji krokietów z bryndza :) I następnym razem zrobię je sama, bo wczorajszy obiad był dziełem mojej mamy / ja jestem w łóżku uziemiona niestety :( - "instytucja babci" w takich chwilach - bezcenna !
No, dobre!!! Instytucja Babci bezcenna w każdej chwili, moja krokietów nie robiła, za to barszcz - najwyborniejszy pod słońcem :)
Usuńbarszcz chodzi za mną od kilku dni, najczęściej podaję go z pasztecikami z mięsem, ale Twoje krokiety mnie zachwyciły, nigdy takich nie robiłam, myślę, że moim dzieciom bardzo by posmakowały
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o listopad, to w tym roku tez nie najgorzej się z nim dogaduję :)
Tegoroczny listopad ma cieplejsze oblicze i mam wrażenie, że długo za rękę trzymał się z październikiem, ja dzisiaj czuję już przedsmak kolejnego sezonu - tego, który bardzo lubię.
Usuńjuz sobie wyobrażam jak cudownie musiało smakować:) wygląda extra:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie były pyszne, a barszcz znakomicie rozgrzał. Polecam eksperymenty z krokietami :)
UsuńAgusiu, ja na taka bryndzę wyrażam zgodę każdego dnia,
OdpowiedzUsuńa mój Małż(On) nosiłby Cię na rekach .
Uwielbia bryndzę w każdej postaci, no może oprócz
tej pogodowej.
Krokiety super, może nie dodawałabym soli, bo bryndza sama w sobie
bardzo słona, ale to rzecz gustu.
Bryndza jest w środeczku i ziemniak powinien być lekko słony, chyba, że nastąpi przewaga bryndzy, to co innego. Cieszę się, że trafiłam w Wasz gust. Miejmy nadzieję, że bryndza pogodowa minie niebawem, a ta do jedzenia niech z nami pozostanie - forever!!!
OdpowiedzUsuńa u mnie barszcz zawsze jako zupa, nikt go nigdy nie pił :O
OdpowiedzUsuńAle serek cuuudo!
Nigdy nie popijałaś krokiecików ani pasztecików gorącym barszczem? Ja jestem uzależniona od barszczu czystego, w każdej części Polski właśnie taki zamawiam w knajpkach. Barszcz najczęściej jest zupą dopieszczoną, nawet w miejscach w których jedzenie nie jest szałowe. Uwielbiam, chociaż z fasolką, uszkami lub z ziemniakami także jem bez opamiętania. pozdrawiam baaardzo!!
UsuńCudeńka Ci wyszły. Tak dawno nie jadłam takich krokietów. Niedobór barszczu natomiast nadrobiłam dwa dni temu :)
OdpowiedzUsuńBarszcz być musi!! wierzę w jego uzdrawiającą i poprawiającą witalność moc. A krokiet to banał nad banały o ile mamy resztkowe ziemniaki, co wyląduje w środku zależy od inwencji twórcy :)
UsuńBryndza w krokiecie - ale mi się podoba ten pomysł!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Ja tę bryndzę zamknęłam w krokiecie na wspomnienie pewnego obiadu zjedzonego w Austrii - tam był krokiet na sałacie, a w środeczku był ziołowy twarożek, pysznie wspominam ten posiłek :)
Usuńz takimi krokietami się jeszcze nie spotkałam, ale.. jadłabym. szczególnie popijając sporą ilością barszczu :)
OdpowiedzUsuńBo barszcz być musi w listopadzie!! :) a krokiet powstał na bazie pewnego wspomnienia obiadowego (patrz wyżej :)) Bryndza pasuje do listopada, w grudniu myślę, że też będzie smakowała.
UsuńTakie krokiety bardzo mnie przekonują :)
OdpowiedzUsuńBędę musiała specjalnie ugotować ziemniaki!
Podoba mi się Twój entuzjazm!! Gotuj i nadziewaj bryndzą ;)
Usuńtotaaalnie się zakochałam w tych krokietach !!!!! <3
OdpowiedzUsuńRozumiem, że póki co platonicznie ? :) Kiedy miłość zostanie skonsumowana ? ;)
UsuńTaka bryndzę to ja lubię!
OdpowiedzUsuńBarszcz, lektura i wino to również bardzo kuszące propozycje:)
Bryndzę w krokiecie mogę polecić bez wahania, do barszczu, wina i lektury widzę, że przekonywać nie muszę. Serdeczności!!
UsuńBiedna bryndza. Mimo, iż dawno zrehabilitowana, wprowadzona na unijne salony jako produkt regionalny i dziedzictwo narodowe, wciąż pokutuje w naszej świadomości jako synonim biedy i niedostatku.
OdpowiedzUsuńTeraz to kulinarny ambasador, serowy rarytas wart ciężkich (euro)dudków!
I Twoich krokiecików oczywiście.
Ba!! W moim krokiecie bryndza to arystokratka. Poza wszystkim uważam, że polskie sery są jednymi z pyszniejszych w Europie, poza bryndzą rozkochałam się ostatnio w korycińskim z kozieradką. Przy takich serach jesień przyjemniejsza się wydaje.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCo ty z tą jesienią? Okopujesz sie jak krecik. Wyłaź!
UsuńI ugotuj mi zupę.
...kiedy mi się nie chce,... powstał już nawet post o tej mojej niechęci dziwnej, ale z uwagi na fakt, że nie gotuję, to nie mam czym go zobrazować... szczerze się o siebie niepokoję - nawet przy okazji andrzejkowej imprezy wena nie dała znać o sobie. Dno! Kupiłam dziś kaczkę i chyba ją zamrożę, bo bez serca przygotować bym jej nie chciała. znasz lekarstwo na taki rzeczy stan Myszeńko?
UsuńTak! Ugotuj mi zupę! Na sobotę!
UsuńBędzie zupa. Znalazłam już nawet specjalną dla Ciebie, ale nie wrzucę jej tutaj w tym tygodniu, bo mam inne chlebowe zobowiązania :) Niemniej przyznaję, że zmotywowała mnie Twoja prośba i szukałam tak długo, aż znalazłam coś co mnie absolutnie zaczarowało - zupa będzie niezwykła, zaserwuję Ci ją z poślizgiem, w przyszłym tygodniu.
UsuńZ Twoją zupą każda sobota jest pyszna (-:
UsuńOdkąd zasmakowałem właśnie tak zrobionych krokietów, najważniejszym dodatkiem do nich stał się barszcz czerwony, ugotowany na korpusie z kaczki i z kurczaka. Potem tylko gomarowski koncentrat barszczu (tak tak do smaku) i nic więcej mi nie potrzeba, mogę się tka zrobionym barszczem delektować do woli. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń