Rano, zza otwartego wiecznie o tej porze roku okna, dociera mnie melodia poranka - ptasie radosne, poćwierkiwania finezyjnie splatają się z dźwiękami z sąsiedniej budowy - z pracą betoniarki, piskliwym tonem piły kątowej i okrzykami majstrów stosujących, wyjątkowo kwiecistą odmianę języka polskiego. Niezmienny symbol pełnego lata w mojej, wciąż budującej się części Warszawy. Czas wstawać!
W taki dzień jak dziś chce mi się ugotować coś konkretniejszego, w nocy deszcz przyniósł wyraźną ochłodę, przerzedził zalegające we wszystkich zakamarkach mieszkania gęste od upałów powietrze. Dziś nie zrobię sałatki, nie zjem soczystego od sierpniowych promieni melona, dziś ugotuję jakąś pyszną kolację, a przy tym nie odpalę na choćby sekundę nadwyrężonego wiatraka.
Padło na krewetki. Nie serwuję ich często z kilku względów. Po pierwsze uważam, że najlepsze są te jedzone z widokiem na morze, w którym zostały złowione, po drugie mam kłopot z czarnymi krewetkowymi oczami, które niepokojąco zdają się lustrować swojego oprawcę podczas posiłku. Z kolei krewetki mrożone pochodzą zazwyczaj z miejsc, w których zarówno hodowla pozostawia wiele do życzenia, jak również w większości przypadków zasady fair trade nie są praktykowane. Zwyczajowo więc nie jem, chyba, że z widokiem na lazur - wówczas moja uwaga skupia się na pięknie krajobrazu, nie patrzę więc w oczy Bogu ducha winnej krewetce. Dziś zrobiłam wyjątek, kupiłam krewetki mrożone - bez oczu i bez widoku na błękit fal, trudno się mówi. Dokonała się przepyszna potrawa curry z solidnym udziałem orzechów nerkowca. Podałam ją z białym ryżem i winem - również białym, przywiezionym z chorwackiej winnicy Grabovac, którą wszystkim planującym rychłą wyprawę polecam odwiedzić. Po takim posiłku jestem gotowa na kolejną falę upałów!
W taki dzień jak dziś chce mi się ugotować coś konkretniejszego, w nocy deszcz przyniósł wyraźną ochłodę, przerzedził zalegające we wszystkich zakamarkach mieszkania gęste od upałów powietrze. Dziś nie zrobię sałatki, nie zjem soczystego od sierpniowych promieni melona, dziś ugotuję jakąś pyszną kolację, a przy tym nie odpalę na choćby sekundę nadwyrężonego wiatraka.
Padło na krewetki. Nie serwuję ich często z kilku względów. Po pierwsze uważam, że najlepsze są te jedzone z widokiem na morze, w którym zostały złowione, po drugie mam kłopot z czarnymi krewetkowymi oczami, które niepokojąco zdają się lustrować swojego oprawcę podczas posiłku. Z kolei krewetki mrożone pochodzą zazwyczaj z miejsc, w których zarówno hodowla pozostawia wiele do życzenia, jak również w większości przypadków zasady fair trade nie są praktykowane. Zwyczajowo więc nie jem, chyba, że z widokiem na lazur - wówczas moja uwaga skupia się na pięknie krajobrazu, nie patrzę więc w oczy Bogu ducha winnej krewetce. Dziś zrobiłam wyjątek, kupiłam krewetki mrożone - bez oczu i bez widoku na błękit fal, trudno się mówi. Dokonała się przepyszna potrawa curry z solidnym udziałem orzechów nerkowca. Podałam ją z białym ryżem i winem - również białym, przywiezionym z chorwackiej winnicy Grabovac, którą wszystkim planującym rychłą wyprawę polecam odwiedzić. Po takim posiłku jestem gotowa na kolejną falę upałów!
w rolach głównych:
400 g mrożonych krewetek,
5 szalotek,
5 ząbków czosnku,
garść kozieradki,
garść nasion kolendry,
łyżka kurkumy,
imbir - kawałek wielkości kciuka,
pół papryczki chili,
pieprz cayenne i suszona jalapeno do smaku,
sól,
sok z połowy cytryny,
mleczko kokosowe 165 ml (mała puszka bez dodatku cukru) + ta sama ilość wody,
dwie garści orzechów nerkowca,
garść młodych liści szpinaku,
wyfiletowany pomidor
Entuzjaści kolendry mogą nią zastąpić szpinak. Dodatek nerkowca nie jest obligatoryjny, jednak ten zmiksowany na pył fantastycznie zagęszcza i dodaje fajnego posmaczku, jeśli więc nie cierpicie na alergię warto go dodać. Do mieszanki przypraw można też wgnieść garść kminu rzymskiego, wówczas smak staje się jeszcze bardziej wyrazisty. Ci, którzy nie są przekonani do krewetek mogą użyć podsmażonej piersi z indyka lub tofu. Opcji jest wiele.
Procedurę zaczynamy od pokrojenia drobniutko szalotek. Na oleju należy je zeszklić, w następnej kolejności dorzucić ugniecione w moździerzu: kozieradkę, kolendrę, kurkumę, cayenne i jalapeno z czosnkiem. Ten aromatyczny miks wrzucić do cebulki, by dać się uwolnić cudnej woni. W tym też momencie dorzucamy drobno utarty imbir i posiekaną papryczkę. Bazę zalewamy mleczkiem kokosowym i tą samą objętością wody, solimy, dodajemy cytrynę i czekamy aż sos się nieco zredukuje. Gdy zgęstnieje wrzucamy oczyszczone krewetki i garść nerkowców. Dajemy im około 5 minut pobulgotać w sosie. W fazie przedfinałowej dodajemy zmiksowane na miazgę orzechy, a na końcu pozbawionego pestek, pokrojonego w kostkę pomidora i zielone liście (szpinak, pietruszkę lub kolendrę).
Danie powstaje migusiem o ile mamy pod ręką niezbędny zestaw przypraw i moździerz. Egzotyczna kuchnia świetnie współgra z gorącym klimatem.
Serdecznie zapraszam na boskie curry!!
Danie powstaje migusiem o ile mamy pod ręką niezbędny zestaw przypraw i moździerz. Egzotyczna kuchnia świetnie współgra z gorącym klimatem.
Serdecznie zapraszam na boskie curry!!