Dania uliczne - mimo, że po wielokroć ich jakość pozostawia sporo do życzenia ulegamy im, jest w nich coś fajnego. Po zakrapianej imprezie na mieście nic nie daje większego szczęścia niż bar turecki - poczucie kulinarnego grzechu o nieprzyzwoitej porze smakuje wybornie. Za każdym razem jedzenie na ulicy wiąże się z ryzykiem - trudno nam bowiem oszacować na ile sterylnym zapleczem nasza buda dysponuje i na ile świeżych, bądź na ile nieświeżych składników użyła by przygotować to, co za chwil parę, stanie się naszą strawą. Na efekty przyjdzie poczekać. Smażone w głebokim tłuszczu specyfiki, doprawione niebywałą ilością orientalnych przypraw nie zdradzają absolutnie żadnych symptomów niezdatności do spożycia. Domawiamy jeszcze sos - dużo sosu aby rozpusta była kompletna i czujemy się szczęśliwi, bardzo szczęśliwi! Gdzieś w tyle głowy majaczy poczucie winy, które jednak szybko daje za wygraną i postanawia rozkoszować się razem z nami, a co tam, przeciez nie robi tego na co dzień!!
Pamiętam smak pierwszego ulicznego fast foodu, musiały to być wczesne lata 80-te, rzecz miała miejsce w NRD, chodziłam jak zaczarowana po tętniącym nieznanym mi życiem mieście, a gdy zaproponowano mi hot-doga, zupełnie nie wiedziałam czymże hot-dog być może. Spróbowawszy poczułam, że w małej białej budce, w nieznanej krainie odkryłam swoje Eldorado. Jakże proste, nieopisane poczucie szczęścia mnie ogarnęło.
Potem podobne uczucie towarzyszyło mi jeszcze wiele razy, głownie na dworcach kolejowych. W latach 90-tych dostać tam można było prawdziwie wyborne, długaśne zapiekanki - z pieczarkami i z serem. Do przygotowania zapiekanek używano opiekaczy, był to błogosławiony czas w którym nie znano jeszcze mikrofali. Szkoda, że złoty wiek dla polskich zapiekanek, minął bezpowrotnie. Przemierzając Polskę transportem kolejowym dobrze wiedziałam, gdzie warto się ustawić w kolejce po chrupiącą bułę z serem. Raz za sprawą tej wiedzy skazałam się na podróż stopem - na zapiekankę trzeba było poczekać, więc pociąg ruszył w dalszą drogę beze mnie...
W okresie liceum i podczas studiów moim ulicznym numerem jeden stał się falafel, miałam swoje miejsca, miałam też swoje zasady co do dań ulicznych - nigdy nie umiałam chwycić porcji w garść i pognać dalej. Patrzyłam z niedowierzaniem na ludzi, wcinających kebaby w autobusach, nie umiałam uwierzyć, że taki posiałek może być satysfakcjonujący. Mi jedzenie smakuje tylko wówczas gdy mogę zjeść w spokoju, bez napięcia, przysiąść na chwil parę, odsapnąć i się podelektować - w barze musiało być więc miejsce na moje pięciominutowe sam na sam z falafelem.
Aktualnie rzadko jadam w barach ulicznych, zdarza mi się to czasem podczas wakacji, częściej funduję sobie tę przyjemność w domu. Nauczyłam się przyrządzać domowe falafele i choć nie ma w takim jedzeniu tej nutki ryzyka, jaką czujemy jedząc na mieście to i tak jest świetnie.
Aktualnie rzadko jadam w barach ulicznych, zdarza mi się to czasem podczas wakacji, częściej funduję sobie tę przyjemność w domu. Nauczyłam się przyrządzać domowe falafele i choć nie ma w takim jedzeniu tej nutki ryzyka, jaką czujemy jedząc na mieście to i tak jest świetnie.
składniki:
200 g ciecierzycy,
2 ząbki czosnku,
pół łyżeczki nasion kolendry,
pół łyżeczki kminu rzymskiego,
natka pietruszki,
natka pietruszki,
sól do smaku - ok 1 łyżeczka,
Wieczorową porą zalewamy cieciorkę wrzątkiem tak by woda całkowicie przykryła nasze ziarna. Nazajutrz odlewamy nadmiar wody, pozostawiając jej jednak nieco.Wydobywamy malakser z czeluści szafki kuchennej po czym wypełniamy go namoczoną cieciorką i zębami czosnku. Dolewamy też trochę wody pozostałej z namaczania, dzięki temu masa na falafel nie będzie się rozwarstwiać. Włączamy mikser na najwyższe obroty i czekamy aż ciecierzyca zamieni się w plastyczną masę. W moździerzu tłuczemy nasiona kolendry i pieprz rzymski, kroimy też odrobinę natki pietruszki. Przyprawy dorzucamy do naczynia miksującego, całość solimy i mieszamy raz jeszcze dokładnie.
Z powstałej masy forujemy kuleczki wielkości orzecha włoskiego, smażymy na oleju rzepakowym około 5 minut z obu stron, chyba, że ktoś dysponuje frytkownicą, wówczas przyjemność obracania go nie dotyczy ;) Ja smażę na małej patelni wlewając tyle oleju by sięgał do połowy wysokości kulek.
Z powstałej masy forujemy kuleczki wielkości orzecha włoskiego, smażymy na oleju rzepakowym około 5 minut z obu stron, chyba, że ktoś dysponuje frytkownicą, wówczas przyjemność obracania go nie dotyczy ;) Ja smażę na małej patelni wlewając tyle oleju by sięgał do połowy wysokości kulek.
Falafel podajemy z jogurtem naturalnym, surówką z kapusty i z ryżem lub, jeśli ktoś woli, w domowym chlebie pita. W tym przypadku zasada 'no risk - no fun' się nie sprawdza.
Najbardziej lubię uliczne jedzenie w Azji,w Brazylii było przepysznie...
OdpowiedzUsuńW Polsce niestety często miałam po takich daniach zaburzenia żołądkowe- delikatnie rzecz ujmując...
A te kulki z ciecierzycy to szczęśliwie Twoje przesmaczne dzieło!
Ach, jakbym się na nie rzuciła!
Kochana, jeszcze kilka zostało, wiesz gdzie mnie i moich kulek szukać ;)
UsuńO matko,to brzmi poważnie!
UsuńAle pewnie już po kulkach...
Już jakiś czas się koło tego przepisu kręcę :) ale ciągle jakoś nie mam okazji ich zrobić, chociaż ciecierzyca czeka grzecznie w szafce :)
OdpowiedzUsuńZ grzecznej cieciorki należy zrobić użytek jak najszybciej zatem!!
UsuńProszę nie dawać Amber wszystkich kulek, tylko litościwie zostawić kilka dla mnie:)
OdpowiedzUsuńWspaniałości Aga!
Anno-Mario, zawsze mogę dorobić, paczka cieciorki ma 450 g, zostało jeszcze sporo do namoczenia, dajcie znać kiedy w północne rejony się wyprawicie, a będę czekać z falafelem gotowym :)
Usuń* Pisząc to wgryzłam się w kolejną kulkę...
No to mocz,ja wpadam!
UsuńU mnie rozpadało się niestety,ale jakoś dobrnę na drugi koniec miasta.
Mam wielkie kalosze!
Ok, dajcie cynk, kiedy będziecie - kalosze niezbędne, i katamaran albo transport powietrzny zamiast auta najlepiej bo wszystkim podwozie tu odpada ostatnio :)PS U Majlerta się ruszyło, coś tam w szklarniach się dzieje!!
UsuńKochana ,podwozie to nie tylko u Ciebie można zgubić...
UsuńKatamaranu jednak brak.
Majlert działa?
Cudna wiadomość!
Działa w szklarni, więc pojawiła się perspektywa pewnych zieloności w niedługim czasie, jak rzucą zielone w sklepiku, to Cię powiadomię :)
UsuńCudownie się prezentują! Żywienie się na mieście nie jest złe, zwłaszcza, jak człowiek nie ma zupełnie czasu. Budki z tureckim jedzeniem też kojarzą mi się ze studiami, chociaż przyznam się szczerze, że już na trzecim roku mi się przejadły(znacznie większą wyporność mam na wietnamskie jedzenie). Miłego wieczoru!
OdpowiedzUsuńDzięki!! U mnie budy nie były wpisane w codzienność, z resztą na archeologii mieliśmy fajną knajpkę wydziałową, gdzie gotował Wspaniały Adnan, też robił falafele, ależ one pyszne były!!! Buda była niezbędna czasem, gdy głód doskwierał wyjątkowo, miałam klika ulubionych na trasie do kampusu.
UsuńSlyszałam o tym daniu, muszę kiedyś się na nie skusić :) smakowite zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPytanie czy zaczniesz od wersji na mieście czy od tej domowej? :) Falafela można zrobić też z bobu, jednak ja nie miałam z taką wersją do czynienia póki co. Wegetarianie swego czasu mieli niewielki wybór na mieście - w grę wchodził falafel, pita z bakłażanem lub frytki. Ja ukochałam sobie falafela i szybko nauczyłam się go robić w domu, coby wspomniane ryzyko było mniejsze ;)
UsuńWiesz, że nigdy o tym nie słyszałam. Chyba żyję na głębokiej prowincji;-(( Bardzo mnie ciekawi przepis z bobem:-) Czy wtedy też surowy miksujemy? Pozdrawiam serdecznie:-)!
OdpowiedzUsuńJa jeszcze pamiętam z lat 90-tych we Wrocławiu na dworcu głównym pity nadziewane różnościami:-)) To był cotygodniowy rytuał, odstać w kolecjce po pitę, kasa biletowa i pociąg:-))
Usuńnie słyszałam o falafel, ale po tym jak pokochałam hummus myślę, że to danie dla mnie :) nie myślałam, że można tak cieciorkę bez gotowania??? wyglądają jak obtoczone w bułce tartej, ale nie są??? i jeszcze kolejne zapytanie, nasiona kolendry, czyli owoce kolendry, małe kuleczki w każdym razie wielkości gorczycy :) tak? ja mielę je młynkiem takim jak do pieprzu
OdpowiedzUsuńdopytuje dokładnie bo chcę zrobić i nie mogę mieć żadnych wątpliwości :)
pozdrawiam Agato !
Moczymy, nie gotujemy Martusiu. Nie ma tu też bułki tartej, w kwestii kolendry chodzi o te małe kuleczki, dokładnie. Ubijam je w moździerzu razem z kminem. Ważna jest konsysytencja, kulki muszą być spójne nim się je wrzuci na rozgrzany olej inaczej się rozwarstwią. Jak się nie rozpadają znaczy, że ilość wody i cieciorki jest odpowiednia. Polecam Ci tę potrawę ogromnie, cieszę się, Że Ci się spodobała i czekam na relację z posiłku!! PA :)
Usuńdzięki bardzo, no to mam pomysł na obiad w nadchodzącym tygodniu :)
UsuńMarzenko, w oryginale robi się go suszonego, namoczonego bobu, który Polsce jest średnio dostępny. We Włoszech, czy w Hiszpanii można go dostać bez problemu. Wiem, że można też próbować zrobić z gotowanego ale wówczas konsystencja jest inna, bardziej przypominają kotleciki, nie chrupiące kulki. Nie próbowałam, ale spróbuję.
OdpowiedzUsuńFalafela jakiś cudem jeszcze nigdy nie próbowałam - być może za sprawą tego, że zdecydowanie należę do mięsożernych. Jednak ze względu na zmęczenie kurczakiem oraz szafkowy zapas ciecierzycy skuszę się na takiego domowego chwasta:) Ps. Czy ciecierzyca z puszki też się nadaje? Pozdro:)
OdpowiedzUsuńWedług mnie z puszkowaną może wyjść słabo, choć nie próbowałam. Moczona cieciorka rośnie ale wciąż jest twarda, dzięki czemu robi sie fantastycznie chrupiąca po usmażeniu, taka z puszki na kotlety się nada ale do głębokiego smażenia chyba nie :( całuskuję i życzę miłego chwasta!!
Usuńok, tak tylko z ciekawości pytam, bo obie wersje mam na stanie.
Usuńale fajne wyglądają! mniam
OdpowiedzUsuńSą fajne i przyjemnie chrupiące :)Polecam Pestko.
UsuńFajny pomysł, do zrobienia.Zdrowe pożywne. Na ulicy generalnie nie jadam więc wole sama zrobić. Twoje wyglądają apetycznie do schrupania :-)
OdpowiedzUsuńDzięki, ja czasem lubię zjeść na ulicy, mimo ryzyka, fajnie to wprowadza w klimat miejsca w którym jestem, ostatnio będąc w Belgii zamówiłam miejscowe fryty z majonezem - były potworne, ale jako, że to nieodzowny element tamtejszej tradycji musiałam ich spróbować. A domowy falafel jak najbardziej Ci polecam!!
Usuńja tez uwielbiam takie kulki!!! kilka poproszę mailem mi wysłać :D pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńCieciorkowych kulek podróże w czasoprzestrzeni - dobry tytuł na film, posyłam wraz z dobrą myślą i życzę smacznego weekendu!
UsuńZbyt ekstrawaganckie danie jak na moje zdolności kulinarne, z chęcią bym zjadł na obiad ;)
OdpowiedzUsuńEdek, falafelowi bardzo daleko do ekstrawagancji, uwierz mi, więcej zachodu jest ze zwykłym mięsnym mieleńcem.. Jeśli nie jadłeś na mieście, spróbuj a gdy zasmakuje zrób w domu, przepis jest banalny!! Pozdrawiam.
UsuńWłaśnie wczoraj jadłam falafel u Turka ...
OdpowiedzUsuńw mojej okolicy pełno tureckich knajpek, gdzie szybko i smacznie można coś zjeść...
Pyszne i smaczne... sama nie robiłam ale chyba czas wypróbować :)
Jak najbardziej, domowa wersja bez ryzyka smakuje znakomicie, polecam Ci :) Poza wszystkim specyfik ten robi się migiem (poza czasem niezbędnym na namaczanie). Ściskam!!
UsuńBardzo mi miło :) Dziękuję Małgosiu!!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji posta o hot-dogu, uświadomiłam sobie,
OdpowiedzUsuńże nigdy nie jadłam owego poza domem;)
Pamiętam natomiast budkę z chrupiącymi bułkami pełnymi pieczarek i sera,
ostrymi od pieprzu, które bardzo lubiłam:)
Budka dalej istnieje, ale to co tam dzisiaj sprzedają,
do jedzenia się nie nadaje.
W krajach arabskich mimo wątpliwej czystości,
oprzeć ulicznym potrawom się nie potrafię:)
A falafelowe kulki mogę kilogramami:)
Pyszności!
Co do hot-doga, ja chyba też nie jadłam go nigdy potem ani w budzie ani nigdzie indziej, bo nadeszła dla mnie wegetariańska era :) Coś jest w ulicznym żarciu, nie da się tego ukryć. Z zagranicznych słabości moją największą jest ciasto filo ze szpinakiem, sprzedawane w pasażach greckich miasteczek - kupiłabym nawet wówczas gdyby okolica była wyjątkowo szemrana - uwielbiam. :)))
UsuńDelicioso!!!!!! el falafel me gusta muchísimo, así que me llevo tu receta! un beso guapa
OdpowiedzUsuńEntonces tengo el honor :))) Gracias Eva, te deseo una semana deliciosa!! besitos
OdpowiedzUsuńBudki z hot-dogami i zapiekankami ... ja rosłam , a one rosły wszędzie na ulicach :):)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać ...dopiero niedawno odkryłam ile bogactwa smaku i możliwości kryje się w ciecierzycy / moja rodzina zakochała się w hummusie :) / ...
Świetny przepis Aga , będziemy próbować w najbliższych dniach !
Dzięki Aniu, ciesze się. Z falafelem mogą mieć problem ci, którzy nie lubią kminu rzymskiego ale w domu można pobawić się z innymi przyprawami, kuleczki są chrupiące i przepyszne - moja rodzina także za nimi przepada, być może nawet bardziej niż za hummusem.. :)
UsuńOj, pamiętam huczne otwarcie słynnego fast foodu w moim mieście. Lata 90-te.. Kolejka na godzine czekania. I ten smak.....
OdpowiedzUsuńDzis wkurza mnie juz sam zapach! Lepiej mi było wtedy. Bez tej wiedzy jaką mam i wysublimowanego bardziej smaku.
Falafel brzmi genialnie! Koniecznie musze zrobić!!! Zapisuję.
POzdrawiam ciepło:)
Wtedy było inaczej- fast food na dworcu miał w zapasie tony prawdziwych kajzerek - nie pseudo-buł, warzywka, ser prawdziwy, i mięcho jako takie, no i opiekacze!! Wielkie fastfoodowe koncerny nigdy nie zyskały mojej sympatii ale te malutkie budy całkiem lubiłam i tęsknię za nimi czasem. Cieszę się, że falafel Ci się podoba, jest suuper, więc przetestuj go na sobie koniecznie :)
Usuńuwielbiam, choć sama jeszcze go nie robiłam a mam po Twoim poście wielką ochotę :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak zadziałał. Te kulki chrupią wprost znakomicie, Ty z pewnością nadasz im wyjątkowo wdzięczną formę.
UsuńSmakować będą wybornie, obiecuję!!
Pycha, uwielbiam ciecierzyce :) od razu zjadłabym dużą porcję ;)
OdpowiedzUsuńSą niezwykle sycące, mogłabyś nie dać im rady w większej ilości :) A cieciorka jest przecudowna, masz rację - pozdarwaim i dzięki za odwiedziny Kasiu!!
Usuńświetny pomysł na obiad :)
OdpowiedzUsuńPóki sezonowe warzywa nie pojawią się na targach, wszelkie strączkowe eksperymenty są jak najbardziej wskazane na obiad - falafel to opcja sprawdzona i przeze mnie polecana :)
Usuńoooooooooo, namówiłaś mnie na te eksperymenta:), jutro chyba wypróbuję, bo te kuleczki wyglądają wprost niebiańsko:)
OdpowiedzUsuńWspaniale!!! Falafel jest cudownym wynalazkiem, dla mnie także sentymentalnym nieco. Zjedzony i zrobiony w domu, to bezpieczna opcja. Polecam, koniecznie daj znać jak wyszedł :)
OdpowiedzUsuń