Dziś po raz kolejny udowodniłam, że czynność tłuczenia bitek wołowych ma zbawienny wpływ na ludzką psychikę.
Zanim przystąpiłam do wyżej zaanonsowanej czynności, nerwy miałam zszargane, a zęby zaciśnięte, wcale, a wcale nie pomogła mi poranna sesja jogi relaksacyjnej, wciąż wszystko we mnie wrzało, ba! kipiało nawet i wylewało się na świat niepohamowaną kaskadą złości, wyrzutów i niezadowolenia. Często jestem boginią mojego domowego ogniska i z uśmiechem, a'la Martha Stewart wykonuję wszelkie czynności codzienne. Dziś czułam się nie boginią lecz kurą jakąś, wściekłą kurą dziobiącą, której uśmiech jest obcy i zadowolenie z okalającego przybytku przez myśl jej nie przechodzi. Potrzebowałam mięsa, rzucanie mięsem niewiele daje - to wiem, za to jego ubijanie jak najbardziej kojący ma wpływ na samopoczucie. Nie bacząc więc na pierwsze wichry jesieni pognałam co tchu po udziec wołowy, reszta, wiedziałam, że przyjdzie sama, gdy utłukę mięso na bitki cieńsze niż pergamin. Skoro rozprawiłam się z ostatnim kawałkiem wszystko złe ze mnie zeszło i tak jak sądziłam zrodził się pomysł na to co dalej… - pomysł na gumiklyjzy!!! W moim domu ich nigdy nie było, nawet moja Babcia, która z lubością adaptowała na potrzeby rodzinnego stołu smakołyki podpatrywane u innych nigdy nie zaserwowała mi klusek śląskich. Ja robiłam je zaledwie kilka razy w życiu, ale jako, że moje dzieci miłością zapałały do nich ogromną podczas naszej czerwcowej wizyty w Katowicach postanowiłam gumiklyjzy przysposobić na stałe.
Dziś mi wyszły perfekcyjne! Zrazów zawijać mi się nie chciało, choć one byłyby tu najbardziej na miejscu, zrobiłam bitki a'la zrazy, bez owijania - boczek, ogórka i cebulę wrzuciłam luzem do sosu. Modrej kapusty nie robiłam, bo tę celebrować będę zimą, dziś mięsu i gumoklejzom asystowała fasolka szparagowa od Państwa Majlertów.
składniki na kluski:
1 kg polskich ziemniaków - u mnie odmiana Lord, nie powinny być to odmiany nazbyt kleiste,
mąka ziemniaczana,
1 jajko od zadowolonej z życia kurki,
sól
składniki na bitki:
0,8 kg udźca wołowego,
3 łyżki mąki,
ziele angielskie - kilka ziaren,
50 g boczku wędzonego,
50 g boczku wędzonego,
3 suszone grzybki,
1 duża cebula,
dwa listki laurowe,
4 małe korniszonki,
sól,
pieprz,
świeży majeranek opcjonalnie
Ziemniaki po ugotowaniu należy ostudzić i ugnieść dokładnie, albo przecisnąć przez maszynkę. Przygotowane puree rozpłaszczyć w naczyniu, i wyjąć jedną z czterech jego części. Pozostałą pustą ćwiartkę uzupełnić należy mąką ziemniaczaną. Do całości wbić jajo i wyrabiać, aż masa będzie jednolita i ładnie odchodząca od rąk. Potem wystarczy już jedynie uformować kuleczki wielkości orzecha włoskiego i w każdej zrobić wgłębienie a kluski ugotować w osolonej wodzie przez 2 minuty od wypłynięcia.
Udziec wołowy kroimy na plastry o szerokości mniej więcej 1 cm, po skumulowaniu całej mocy w przedramionach należy uderzać w nie za pomocą tłuczka tak długo, aż ujdzie z nas cała zła energia. Gdy doświadczymy już katharsis, trzeba osolić mięso, obtoczyć w mące i przełożyć na rozgrzany na patelni olej. Smażyć trzeba będzie partiami, bo mięsa jest sporo. Na sam koniec, gdy już wszystkie mięsne kąski będą zrumienione na tę samą patelnię wrzucamy drobno posiekaną cebulę, pokrojony boczek, listki laurowe oraz grzyby. Po podsmażeniu wkładamy tu wszystkie bitki, zalewamy wodą, doprawiamy solą i pieprzem i czekamy blisko godzinę, aż na wolnym ogniu mięso zmięknie. Na sam koniec dosypujemy pokrojone drobno korniszony i nieco świeżego majeranku.
Aguś, danie lepsze niż u Ślązaczki! Pysznie nerwy uspokajasz! Słonecznego września!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy lepsze, nie wyobrażam sobie lepszego w każdym razie. Robiąc kluski zależało mi na tym by były identyczne jak tamte z Katowic, i były w smaku, bo katowickie nie miały dziurki :) Jakaś totalna ich ilość wczoraj zeszła… dziś bitki bez klusek, chyba, że dorobię.
UsuńGumiklyjzy :-) Od Śląska większość życia mieszkałam tak daleko, jak tylko się da, będąc nadal w Polsce, więc nazwa mi całkowicie obca, choć sama kluska już nie. Bitki chyba sobie też utłukę następnym razem, gdy mnie dopadnie podły nastrój.
OdpowiedzUsuńJak na mój cykl przystało, lubię te regionalne nazwy :) chociaż na lekcjach polskiego śląskiego nie wykładają. Kluski i bitki para idealna, fasolka trochę na doczepkę, ale tez pyszna. Bitki na nerwy sprawdzone!!!
UsuńŚlůnsko kuchńa noleżi do kuchńi strzodkowoojropejskich, nale mo tyż swoje charaktyrystyczne tajle. Stąd takie oto określenia pl.: kluski na parze, rolada, ślůnske kluski , to GUMIKLYJZY nie inaczy.
OdpowiedzUsuńJa je nazywam na własny użytek mordoklejki , lubię je bardzo i nijak mi one nie pasują do innych mięs, jedynie do bitek, czy bitków, czy zrazów jak kto woli .
A trochę swoim opisem wyjaśniłaś mi stoicki spokój żon śląskich podających mężowi zrazy-bitki , wcześniej myjąc im stopy.Któż z nas nie pamięta sceny z „Perły w koronie”, kiedy żona myje nogi górnikowi wracającemu z szychty?
Po taki waleniu tłuczkiem w mięcho można stać się aniołem.
Już jestem aniołem, bezsprzecznie! Gumiklyjzy brzmią pięknie, mordoklejki też, a jakże! a smakują tak, że i bitki są zachwycone i uczestnicy obiadu. Fajne mi wyszły - takie malutkie.
UsuńPS Po śląsku Ci nie odpowiem niestety…
buziaki!
Och, ach, przepysznie u Ciebie! Tak swojsko, aromatycznie ;)
OdpowiedzUsuńSwojsko, to prawda, ten akcent jest najdobitniejszą zapowiedzią nowego sezonu :)
Usuńa wiesz, że ja we wtorek miałam kluski śląskie na obiad :)
OdpowiedzUsuńco prawda nie z bitkami wołowymi, ale było również baaardzo smacznie
ja nie dodaję jajka, po utłuczeniu ziemniaków wyjmuję ich 1/4 i wsypuję w to miejsce mąkę ziemniaczaną
oj lubię takie kluchy :))
Wiem, że niektórzy robią bez jaja. Ja za to w kolejnym dniu ulepiłam kluski po raz drugi, jednak do dyspozycji miałam ziemniaki kleiste odm. Agata i to już nie było to samo, klucha się kleiła, nie była tak aksamitnie lekka. O ile ziemniaki jako takie wolę kleiste, to w kluskach zdecydowanie muszą być kruche :)
UsuńNiebo się u mnie właśnie zasnuło czymś ciemnym - jakimiś chmurami, czy czymś :) A tu u Ciebie takie danie. Wygląda rewelacyjnie! Rozgrzewające biteczki... południe się jeszcze nawet nie zbliża, a ja już marzę o takim obiedzie :) To może zrobimy tak - Ty upichcisz to danie jeszcze raz, a ja się do ciebie teleportuję na obiad :)
OdpowiedzUsuńNiebo teraz będzie miewało zmienne nastroje, ja już czekam grudnia, wrzesień i październik to moje nieulubione miesiące, w listopadzie jest gęsina na świetego Marcina, Andrzejki i bliżej do grudnia więc już jest lepiej. Póki co trzeba się wspierać resztkami słońca pod postacią dorodnych wciąż pomidorów, dyń i innych warzyw. A gdy ziąb chwyci zawsze można wziąć się za kluchy, za moim przykładem. Jak Zosia Ci pozwoli, dawaj!!!
UsuńTeleportacja zawsze mile widziana, ale dziś serwuję naleśniki...
Usuńno nie wierzę, najpierw kluski, teraz powiadasz naleśniki .....
Usuńja też serwuję dziś naleśniki, obieram ze szkoły Ninę z dwoma koleżankami, a rzeczone naleśniki to pewnik jeśli chodzi o dzieciaki :) naleśniki u mnie bardzo rzadko, podobnie jak kluski więc jestem w szoku ......
pozdrawiam!
Powyżej teleportacja, a tu telepatia :)))
UsuńDobre naleśniki nie są złe :) ale teleportację przekładam na inny raz, gdyż dziś mój Mężu postanowił zadziałać w kuchennej przestrzeni :)
UsuńCóż mogę rzec... archetypowe! gdyby nie lekkie strapowacenie drugiego od prawej - wzorzec w Sevres miałabyś zapewniony ;-D (zaraz za Babcią Kutza, Rączką i Ninką z Gotuj-Sam).
OdpowiedzUsuńA bitki to ukochane danie H&C. Kochamy wieprzki na talerzu, niemniej szlachetna wołowina rządzi!
Ostatnio chętnie sięgam po takie polskie archetypy. Włoszczyzna poszła na chwilę w odstawkę, dziś robię polską rybę po grecku, bo taki mam kaprys.
UsuńCudowne! Jak powrót do dzieciństwa! :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe miałaś dzieciństwo, skoro smakowało tym właśnie :)
UsuńUwielbiam, ale stanowczo za rzadko robię:)
OdpowiedzUsuńWszystko w Twoich rękach, tęsknisz - zrób je jak najszybciej :)
UsuńJa często robię kluski śląskie, bo moi mnie o nie proszą:-) Ale pewnie zapytani i tak powiedzą, że za rzadko;-)
OdpowiedzUsuńMi w nerwach nic nie wychodzi, a u Ciebie same cuda:-) Nic tylko Cię wkurzać powinni:-))
Bitki w nerwach wychodzą najlepsze, spróbuj gdy Cię złapie zły nastrój :) Moje dzieciaki też mogłyby non stop wcinać kluski z dziurką!
Usuńmniam, wołowinka zawsze pyszna :) całość wygląda świetnie, aż się zaśliniłam z rana :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, z pewnością zaowocowało to jakimś smakowitym obiadem :)
Usuń