Gdy zerkam wstecz i patrzę na siebie sprzed lat trzydziestu widzę jak mała Agatka, zwana pieszczotliwie Agacikiem gotuje. Gotuje w piaskownicy pod blokiem i na wakacjach w okolicznościach przyrody rozmaitych. Z dereniowych kulek zmieszanych z liśćmi babki tworzy zupy jarzynowe, z niewielkim zaledwie niedowierzaniem wyławia z ośrodkowego trawnika ukochane przez prababcię przydróżki, które następnie dzielnie oczyszcza i dorzuca na skwierczącą od gorącego masła patelnię, formuje torty i babeczki z piasku, a potem misternie ozdabia je owocami jarzębiny. Tworzy podwaliny kuchni molekularnej popełniając któregoś razu miksturę z barszczu w proszku, błota i świeżo skoszonej ursynowskiej trawy, z niezwykłym zaangażowaniem dosypuje pół opakowania pieprzu do tatowego mieleńca - a potem obserwuje co się wydarzy, wpatruje się w cudowne dziury wyrabianego przez babcię ciasta, garnie się do krojenia sałatki jarzynowej z przygotowanych przez mamę składników. Pięcioletni Agacik na widok pieprznika jadalnego w lesie ma odruchy typowe dla rasowego grzybiarza - kuli się i udaje, że nic nie znalazła, do czasu aż nie wyzbiera całej kolonii żółciuchnych łebków, u sołtysa zachwyca się smakiem prawdziwego sernika - takiego z sera od krowy, znajduje nieopisaną przyjemność w machaniu pustą bańką na mleko, której to uciechy nie jest skłonna nikomu odstąpić, a po wizycie u chłopa, z nie mniejszym zachwytem obserwuje, jak na chłodnym parapecie mleko gęstnieje, by stać się idealną popitką do tłuczonych ziemniaków. Gdy odwiedza sąsiada-niejadka nadziwić się nie może, że schabowy z tartą marchewką może uchodzić za danie niejadalne, będąc z wizytą u dzieci z podwórka nigdy nie odmawia proponowanego obiadu.
Z dzieciństwa w pamięci mam głównie wspomniane, mało zjadliwe wprawki podwórkowe, nie pamiętam natomiast zupełnie moich pierwszych konkretniejszych doświadczeń z prawdziwej kuchni. Nie mam pojęcia co wyszło spod mojej ręki jako pierwsze - czy była to jajecznica, czy może pospolita kanapka, może poddam się kiedyś hipnozie i z czeluści ułomnej pamięci wydobędę ten zapomniany szczegół. Dziś za to mam okazję utrwalić ten moment w wykonaniu mojej córki, więc czynię to z rozkoszą.
Moje osobiste dziecko popełniło dziś całkowicie jadalne muffinki - ciasteczka, które w moich czasach w tej szerokości geograficznej zupełnie nie były znane, sama ich nigdy nie piekę, dlatego nie doradzałam w kuchni tym razem. Babeczki od A do Z wykonało moje dziecko i muszę powiedzieć, że wyszły piękniusie i smakowite. Jest to, poza chlebkiem bananowym, pierwszy całkowicie samodzielny popis kulinarny Karolci. Jedyna uwaga do przepisu - srebrne, jadalne kuleczki tracą kształt i kolor z nich spływa podczas chłodzenia. Ozdabiać należy więc tuż przed zaserwowaniem. Szczególnie fajny jest krem, wspaniale pobrzmiewa w nim pomarańczowa nuta.
Skala trudności tego przepisu pozwoli go wykonać dzieciom w wieku wczesnoszkolnym.
Masło należy stopić i wystudzić, następnie zmieszać z cukrem i jajkami. W drugiej misce wymieszać pozostałe składniki ciasta, po czym połączyć zawartość obu misek.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni, napełnić masą 12 foremek/papilotek.
Piec przez 30 minut.
Aby wykonać krem mąkę kukurydzianą ucieramy z żółtkiem i cukrem. Mleko podgrzewamy i powolutku mieszamy z powstałą wcześniej masą. Mieszając czekamy aż całość zgęstnieje. Po zdjęciu z gazu wciąż mieszać, by nie utworzyły się grudki. Masło ucieramy z cukrem pudrem i dodajemy do ostudzonego kremu. Na koniec dosmaczamy całość skórką z pomarańczy. Babeczki studzimy, smarujemy kremem, a przed podaniem ozdabiamy srebrnymi kulkami.
* Przepis rekomendowany przez moje dziecię, w oparciu o recepturę z książeczki "Muffinki dla każdej dziewczynki" - (bardzo różowej i przesadnie słodkiej skądinąd) modyfikacje dotyczyły skórki pomarańczowej - w oryginale jest ekstrakt waniliowy, który nie został znaleziony w szafce oraz orzechów, z uwagi na alergię laskowe zamienione zostały na inne.
Z dzieciństwa w pamięci mam głównie wspomniane, mało zjadliwe wprawki podwórkowe, nie pamiętam natomiast zupełnie moich pierwszych konkretniejszych doświadczeń z prawdziwej kuchni. Nie mam pojęcia co wyszło spod mojej ręki jako pierwsze - czy była to jajecznica, czy może pospolita kanapka, może poddam się kiedyś hipnozie i z czeluści ułomnej pamięci wydobędę ten zapomniany szczegół. Dziś za to mam okazję utrwalić ten moment w wykonaniu mojej córki, więc czynię to z rozkoszą.
Moje osobiste dziecko popełniło dziś całkowicie jadalne muffinki - ciasteczka, które w moich czasach w tej szerokości geograficznej zupełnie nie były znane, sama ich nigdy nie piekę, dlatego nie doradzałam w kuchni tym razem. Babeczki od A do Z wykonało moje dziecko i muszę powiedzieć, że wyszły piękniusie i smakowite. Jest to, poza chlebkiem bananowym, pierwszy całkowicie samodzielny popis kulinarny Karolci. Jedyna uwaga do przepisu - srebrne, jadalne kuleczki tracą kształt i kolor z nich spływa podczas chłodzenia. Ozdabiać należy więc tuż przed zaserwowaniem. Szczególnie fajny jest krem, wspaniale pobrzmiewa w nim pomarańczowa nuta.
składniki na 12 babeczek:
100 g mąki żytniej razowej,
100 g mąki pszennej,
50 g orzechów włoskich i płatków migdałowych,
2 łyżki kakao,
1 łyżeczka mielonego cynamonu,
2 łyżeczki proszku do pieczenia,
100 g cukru,
120 g masła roztopionego,
100 ml mleka,
2 jajka
krem:
1 łyżka mąki kukurydzianej,
2 łyżeczki cukru,
1 żółtko,
125 ml mleka,
skórka otarta z jednej pomarańczy,
75 g masła,
75 g cukru pudru,
srebrne kuleczki cukrowe
Masło należy stopić i wystudzić, następnie zmieszać z cukrem i jajkami. W drugiej misce wymieszać pozostałe składniki ciasta, po czym połączyć zawartość obu misek.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni, napełnić masą 12 foremek/papilotek.
Piec przez 30 minut.
Aby wykonać krem mąkę kukurydzianą ucieramy z żółtkiem i cukrem. Mleko podgrzewamy i powolutku mieszamy z powstałą wcześniej masą. Mieszając czekamy aż całość zgęstnieje. Po zdjęciu z gazu wciąż mieszać, by nie utworzyły się grudki. Masło ucieramy z cukrem pudrem i dodajemy do ostudzonego kremu. Na koniec dosmaczamy całość skórką z pomarańczy. Babeczki studzimy, smarujemy kremem, a przed podaniem ozdabiamy srebrnymi kulkami.
* Przepis rekomendowany przez moje dziecię, w oparciu o recepturę z książeczki "Muffinki dla każdej dziewczynki" - (bardzo różowej i przesadnie słodkiej skądinąd) modyfikacje dotyczyły skórki pomarańczowej - w oryginale jest ekstrakt waniliowy, który nie został znaleziony w szafce oraz orzechów, z uwagi na alergię laskowe zamienione zostały na inne.
Piękny post, kulinarnie wspomnieniowy...;) Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńDzięki, tak mi się zebrało na wspomnienia, jak moje nie takie znów małe Maleństwo chwyciło za gary. Może niebawem dzieci podejmą mnie obiadem..?
UsuńWszystkiego dobrego Renulko :*
Super przepis :) Wygladają rewelacyjnie
OdpowiedzUsuńPrzepis wybrała córa. Mama jest dumna i blada, szkoda, że trochę się perełki rozjechały, ale jest przynajmniej nauka na przyszłość. Pozdrawiam i dziękuję, że do mnie wpadłaś Moniko ;)
UsuńNo i rośnie nam kolejna kuchareczka, brawa dla Karolci, cudne muffinki jej wyszły:-)
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie, już widzę, że zaraziłam ją pasją kucharzenia, syna zresztą też - chociaż on póki co wybiera mniej zaawansowane formy. Fajne to zjawisko, cieszę się, że chwytam te chwile!
UsuńJa z kolei pamiętam dokładnie moje pierwsze doświadczenie, choć to była raczej porażka przez duże P. Może dobrze, że nie pamiętasz swoich hehehe ;)
OdpowiedzUsuńcudne te muffinki :D
Chętnie bym jednak dotarła do tego zdarzenia, nawet jeżeli efekt był wątpliwy. Początek u mojego dziecka jest bardzo obiecujący :)
UsuńMoją pierwszą potrawa miały być naleśniki z pieczarkami.Ambitnie.
OdpowiedzUsuńNiestety,ciasto było tak twarde,że można było rąbać je siekierą - zbyt dużo jajek...
Myślałam,że to koniec mojej kulinarnej przygody.A miałam 6 lat.
Babeczki wyglądają uroczo!
Dzisiaj to one są chyba najpopularniejszym deserem,jakiego my nie znałyśmy.
Trzymaj te chwile mocno i pielęgnuj je,rodzi się pasja!
Naleśniki i to z pieczarkami to bardzo odważne posunięcie w tak niezaawansowanym wieku, ale jak widać odwagi Ci nie brakowało i smak miałaś jak na dziecko niezwykły - bo które inne wybrało by wytrawnego naleśnika w miejsce takiego z dżemem lub białym, słodkim serem?! U mnie w miejscu pierwszych własnoręcznych posiłków czarna dziura nic nie pamiętam, ciekawe dlaczego skoro tak wiele z dzieciństwa pamiętam...
UsuńCoś czuję, że niedługo podjęta zostanę wypasionym obiadem we własnym domu :)
Też gotowałam zupę z białych kuleczek i błota:-)) A moim pierwszym kulinarnym wyczynem był kogiel-mogiel. Pamiętam jak ciocia mnie uczyła, obie siedziałyśmy na progu domu mojej babci i kręciłysmy żółtko z cukrem, tylko moje ciągle próbowałam i nie zrobiłam takiego jakie być powinno:-)
OdpowiedzUsuńMoja córcia też swój pierwszy popis w kuchni dała muffinkami. Jednak jej zapał powiększył się jeszcze o jedno - brownie i na tym zakończyła swoje kulinarne podboje:-)
Powinszuj Karolci deseru, bo wygląda bardzo profesjonalnie i niezwykle apetycznie:-))
Dereń rządził, był bardzo uniwersalny!!! Kogla mogla nie robiłam, tę specjalizację miał Tata.
UsuńKarolcia będzie bardzo szczęśliwa, że muffinki doczekały tylu pochwał, ten post to taka dyskretna zachęta do dalszych prób :)
Świetny wpis, czytam z uśmiechem na ustach:) szczególne gratulacje za stworzenie podwalin kuchni molekularnej:)
OdpowiedzUsuńTak - to ja byłam prekursorem tego nurtu kulinarnego, choć nigdzie poza tym blogiem o tym nie przeczytasz ;) Dzięki za uśmiech, trzymaj się!!!
UsuńKonkurencja, prawdziwa w domu wyrasta! Powodzenia dla Córci :)
OdpowiedzUsuńDobrze, marzy mi się rodzinne gotowanie na cztery palniki i ośmioro rąk. Czuję, że to już niedługo. Dziękuję Kamilko, przekażę Karoli :)
UsuńMoja corcia tez pcha sie do kuchni dzien w dzien. Bawi sie w Pania kucharke z przedszkola , ma swoja kuchnie, swoje gadzety kuchenne (czesto tez podbiera te nalezace do mnie z dolnej szafki) Moj maly pomocnik :)
OdpowiedzUsuńTo Twoja szybciej zaczęła od mojej... :) Czy już jakieś konkrety wyszły spod jej ręki? Fajnie obserwować te chwile, które miejmy nadzieję, we wspomnieniach wracać będą jeszcze nie raz...
UsuńJakie cudne wspomnienia... Wróciły też moje :)))
OdpowiedzUsuńA muffiny bardzo lubię, upiekę je też !
Cieszę się, że udało mi się obudzić te wspomnienia. Ja co do muffinek mam ambiwalentne odczucia, zwykle zdają mi się zbyt suche i mało ciekawe, ale w wykonaniu własnego dziecka musiałam je pokochać, szczególnie, że krem bardzo je uatrakcyjnił :))
UsuńGratulacje dla córy! Teraz dzieci wcześniej zaczynają. Szczerze mówiąc, ja też nie pamiętam swojej pierwszej potrawy :)
OdpowiedzUsuńJesteśmy z jednego miasta, możemy się umówić na wspólny seans hipnozy by odzyskać to wspomnienie ;) Jestem potwornie ciekawa co ja tam wykombinowałam... a tak serio, serio - niebawem i Twój syncio zacznie się garnąć do garów, to strasznie fajne móc obserwować te rozczulające pierwsze próby!!!
OdpowiedzUsuńHipnoza, nigdy o tym nie myślałam :) Mój malec gotuje od siódmego miesiąca. Zaczęło się standardowo od mieszania w pustych garnkach. Od czterech, pięciu miesięcy to prawie co drugi dzień pracuje z ciastem (wałkuje, wycina, robi kluseczki, warkocze, figurki), a na święta to nawet razem ozdabialiśmy pierniczki.
UsuńCudownie, o to chodzi!!! Niech żałują ci, którzy nie umieją czerpać z takich uciech, fajnie, że my potrafimy. Co do hipnozy i pierwszego ugotowanego dania, może niech lepiej pozostanie ono nieodgadnione... :)
Usuńjuz kolejny raz sobie mysle, ze chcialabym byc Twoja corka! ciagle wspominam tamto przyjecie urodzinowe;) albo zebym chociaz kiedys byla taka mama dla wlasnych dzieci... sciskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNie jestem wcale taka idealna, ale myślę, że moje dzieci są ze mnie zadowolone i nie zamieniłyby mnie na lepszy model :) Dzięki za ciepłe słowa. Bycie mamą jest takie naturalne, że samo fajnie wychodzi, nie trzeba tego za bardzo projektować. uściski najserdeczniejsze!!!
OdpowiedzUsuńAle pyszniaście wyglądają. A mi nigdy muffinki nie chciały fajnie wyrosnąć, ale u mnie to chyba wina piecyka gazowego :(
OdpowiedzUsuńGazowy zawsze lepszy niż elektryczny, także nie tu chyba tkwi przyczyna... Nie doradzę jednak, bo ja nigdy samodzielnie nie piekłam, moje dziecko mogłoby być może coś mądrego w temacie powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńPączki z piasku i kawa z błota - też tak zaczynałam :):)
OdpowiedzUsuńTrochę później były ciasta zakalce, wysuszone kotlety i dłuuuuga seria za gęstych zup / bardzo długa / :)
Gdy doszłam do etapu idealnych zapiekanek - mój mąż uznał, że już czas na ślub :):):)
W gotowaniu i pieczeniu z dziećmi jest coś magicznego. Bardzo to lubię. Jest z tego fajna wspólna zabawa ...i duma :)
Piękne muffinki dziecię Ci upiekło :)
No, mała dała popis!! Babeczki były jej upominkiem dla małego Ignasia z okazji Chrztu. Cieszyły się dużym powodzeniem :)
Usuń