Moje dziecko, obdarzone niezwykle wrażliwymi kubkami smakowymi spośród wszystkich napojów świata najbardziej ukochało sobie domowy kisiel z żurawin. Z dziecku danym uporem milion razy w roku zadawało pytanie 'kiedy wreszcie zrobisz ten kisiel prawdziwy mamo?'...Oto więc nastąpiło spełnienie wyczekanych marzeń mojej córki. Nastąpił kisiel. Powstał szybko i równie szybko zniknął.
Przepis na kisiel jest banalny, przygotowanie go nie wymaga szczególnego skupienia, trwa niewiele więcej niż przygotowanie kisielu z torebki a efekt końcowy niewątpliwie deklasuje wersję marketową.
Na ciepło smakuje najbardziej - nam przynajmniej, jest cierpki, lekko słodki i miło rozgrzewa trzewia. Kisiel domowy ma też tę zaletę, że mamy wpływ na jego konsystencję, jedni wolą go jeść z pucharka łyżeczką, inni beda go pili z kubka czy szklanki. Sezon na żurawinę trwa krótko, dlatego kilogramami kupuję ją o tej porze roku, by się nasycić i uszczęsliwić dziecię... jak niewiele trzeba do tego szczęścia!!
Składniki:
2 szklanki żurawin,
1,5 l wody,
8 łyżek cukru,
3 łyżki mąki ziemniaczanej
Żurawinę obgotowałam w wodzie, gdy owoce delikatnie zmiękły, chwyciłam za ubijak do ziemniaków i rozgniotłam je, w przeciwnym wypadku za chwil parę zaczęłyby pękać i mogłyby całkiem kompleksowo upstrzyć ściany mojej kuchni. Po pięciu minutach na ogniu odcedziłam owoce pozostawiając żurawinowy płyn, po czym skrupulatnie przetarłam owoce przez sito. Nieco owoców pozostawiłam nieprzetartych. Dosypałam cukier i ustawiłam garnuszek z powrotem na gazie. Rozrobiłam mąkę w filiżance zimnej wody i dolałam do czerwonej bazy. Na sam koniec dorzuciłam nieprzetarte owoce by urozmaicić nieco konsystencję.
Mam pełną świadomość, że trudność tego przepisu jest porównywalna ze sztuką wykonywania jajecznicy, ale jako, że kisiel żurawinowy jest coraz mniej powszechnym widokiem na polskim stole - a jakże jest wart tej obecności (!!!), to przypominam o jego przesmacznym istnieniu.
Na marginesie nadmienię, że nie zaobserwowałam u mojego dziecka absolutnie żadnych niepożądanych skutków ubocznych, których możnaby się spodziewać po przyjęciu substancji spożywczej w ilości dalece wyższej niż norma. Ponoć objawy niepożądane moze spowodować za to czerwień koszelinowa, będąca składową wielu barwionych na czerwono produktów, między innymi kisielków z torebki... Faktycznie, kiedyś po spożyciu cudownie czerwonej galaretki wszystkie dzieci jedzące dostały regularnych, równie czerwonych kropeczek - wierzę zatem, że rozwiązania naturalne są bezpieczniejszą opcją, a smaczniejszą z pewnością!
Nie jadłam jeszcze takiego,ale jestem pewna,że jest przepyszny. I Jak zdrowy!!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jest przepyszny!! Zdrowy również, wszak żurawina ma właściwości zbawienne..można dowolnie ustalić zawartość cukru a najlepiej zamienić biały na jakiś szlachetniejszy jego rodzaj. Z pełnym przekonaniem Ci polecam ten kisiel :) serdeczności!!
UsuńWspaniały! Pierwsze zdjęcie mnie urzekło!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dziękuję Anno-Mario! Kisiel roztacza cudowne aromaty a jego barwa znakomicie ociepla każdą, jesienną szaro-burą chwilę...no i jest pyszny ma się rozumieć!!
Usuńa ja nigdy nie jadłam świeżej żurawiny :( przed przeprowdzką z domu rodzinnego była mało dostępna. pamiętam nawet, że graniczyło z cudem znalezienie czegokolwiek żurawinowego na nerki siostry. a swoją gdzie kupujesz, jeśli można zapytać?
OdpowiedzUsuńByć może tam gdzie mieszkasz zdobycie żurawiny świeżej graniczy z cudem... ja swoją kupuję na targu, o tej porze jest wszędzie dostępna - przynajmniej na moim osiedlu, trzeba się jednak śpieszyć by skorzystać z żurawinowego sezonu bo trwa stanowczo za krótko. Mam nadzieję, że kiedyś na nią trafisz :)
Usuńw lubuskim nie było, może teraz jest, nie wiem. albo po prostu na Mazowszu lepiej rośnie :)
UsuńNigdy nie jadłam domowego kisielu!
OdpowiedzUsuńA to szkoda, bardzo zachęcam!!
UsuńUwielbiam!
OdpowiedzUsuńPysznie go pokazałaś.
Kiedy byłam dzieckiem zawsze był na świątecznym stole.
Ja też! Na moim świątecznym stole nigdy go nie było. Stał się stałym elementem jesiennego menu gdy założyłam własne gniazdo. Jest fenomenalny!! Dziękuję za miłe słowo Amber ;)
UsuńPowtórzę się zapewne, ale ja również (jak żyję) nie jadłam domowego kisielu. Aż wstyd się przyznać, bo trochę na tym świecie już jednak egzystuję. Tym bardziej okazuje się, że to co dla jednych banalne i oczywiste, dla drugich takowym być wcale nie musi. Cieszy mnie zatem Twój wpis i uświadomienie, że kisiel łatwym i prostym jest - zatem szansa jest wielka, że w końcu i w mojej kuchni zagości domowy kisielek:) ps. ja jestem z tych co lubią gęsty:)
OdpowiedzUsuńBuziaki i uściski
Powinno być w podtytule 'domowy kisiel z żurawin ocalić od zapomnienia'...;) Ten prosty napój warty jest by go pamiętać, według mnie znacznie lepiej smakuje gdy ma płynną konsystencję ale mam nadzieję, że niebawem sama to ocenisz..serdeczności!!
UsuńU nas taki kisiel przygotowuje się na Wigilię i jest on konkurencją dla kompotu z suszu. Uwielbiamy wszyscy, robi go moja babcia i to ostatnia potrawa, jaką przygotowuje, za to w ilościach hurtowych - każdy dostaje pięciolitrowy baniaczek :)
UsuńO rany!!! Pięciolitrowy baniaczek żurawinowego kisielu !!! Twoja babcia jest cudotwórczynią !! Moje zasoby kisielowe są skromniejsze ale za to rozprawiam się z nimi częściej ;)
UsuńKisiel uwielbiam. I co za kolor! Szkoda, że dziś kupiłam tak mało żurawiny. Jak zwykle masz przepiękne zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOgromnie mi miło Magda, że fotki Ci się podobają. Kolor kisielu energetyzujący i bardzo wskazany na jesień, ja następnym razem też kupie więcej żurawiny, bo ma niezwykłe powodzenie w moim domu :) do zobaczenia!
UsuńMelduję się! Będę zaglądać i czytać i zachwycać się :). Wyobraziłam sobie te małą pożeraczkę kisielu w akcji :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło Cię widzieć w moich blogowych skromnych progach :)Oj tak, kisiel Mysia zmiata z siłą najlepszej klasy odkurzacza...całus!!
UsuńJuż sobie powiesiłam na blogu odnośnik to na pewno nie zapomnę zaglądać. Jak tylko chwilę czasu wykombinuję :). Natchniona Twoimi wpisami zabrałam się właśnie za własny, który już prawie miesiąc powstać nie może :)
UsuńJa sobie wyobrażam jaki musi być dobry :)ten kisiel :)
Ależ cudowny przepis, cudowne zdjęcia.....Uwielbiam domowy kisiel! Twój najcudowniejszy na świecie!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję przeogromnie :) taki kiesiel jest zdecydowanie najpyszniejszy pod słońcem! Serdeczności!
UsuńOoo a ja muszę jeść dużo żurawiny! Dobry pomysł na kisiel :)
OdpowiedzUsuńJa także, czuję, że mnie wspiera, szczególnie o tej porze roku, która na próby nasz organizm wystawia :)
Usuńale mi narobiłaś sama Ago!:-)
OdpowiedzUsuńsmaka miało być :-P
UsuńWierzę, ja sama, patrząc na te fotki odczuwam tęsknotę za tym co było i się skończyło dwa dni temu...znów muszę kupić żurawinę ! Pozdrawiam!!
UsuńKisiel....zdecydowanie nie przepadam. Aczkolwiek, jak patrzę na zdjęcia, zastanawiam się czy nie poddać próbie moich przekonań:P Domowego nie jadłam, a faktycznie zabawa konsystencją mogłaby pomóc:)
OdpowiedzUsuńP.S. piękny talerzyk!:)
Ten mógłby Ci zasmakować, ja torebkowego nie toleruję - tak ze względu na konsystencję jak i na smak. Spróbuj. W razie czego będzie na mnie:) Talerzyk, oryginalny angielski ze zdekompletowanego serwisu. Też mi się podoba :)
Usuńwiadomo, że wersja marketowa nie ma szans:)
OdpowiedzUsuńto prawda, ale fakty sa takie, że coraz mniej osób pamięta o kisielu domowej roboty, niektórzy nigdy nie mieli z takim do czynienia. a to przecież jest takie pyszne rozwiązanie na jesień!! Pozdrawiam serdecznie.
UsuńCzytasz w moich myślach. Od kiedy zrobiło się zimno mam nieustannie ochotę na kisiel i wędzoną rybę, oczywiście oddzielnie ;) Pozdrawiam Cię serdecznie, pieknego weekendu.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zrobiłaś dopisek, bo juz sobie wyobraziłam wedzoną fladerkę popijaną kisielem z żurawin...:) Swoją drogą mi się zdarzyła raz w życiu podobna kombinacja, gdy byłam w ciąży. Uraczyłam się wówczas kalmarami i shake'iem truskawkowym. brrr. do dziś trudno mi uwierzyć, że smakowały razem!! Pięknego i Tobie!!
UsuńPiękne zdjęcia! Ostatnio co raz czesciej widze mnostwo zurawiny na pobliskich straganach wiec chyba musze wyprobowac Twoj przepis :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Aga :)
Zdecydowanie warto!! Ciepłe pozdrowienia dobrze mi zrobiły....taka zawieja i śnieżyca za oknem:) Dziękuję za miłe słowa Ago ;)
UsuńOoo, nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam kisiel. Wspaniałe zdjęcia! Urzekł mnie też talerzyk ;)
OdpowiedzUsuńTalerzyk z odratowanego angielskiego serwisu - cudny zdecydowanie, mam też kilkoro jego większych nadtłuczonych braci...;) Bardzo mi miło, że zdjęcia się podobają a kisiel zdecydowanie polecam na tę trudna porę. Pa!
UsuńWidziałam kiedyś w sklepie z antykami podobny serwis, niebieski (czerwony bardziej mi się podoba). Byłam nim oczarowana...
UsuńPozdrawiam ciepło! :)
Wspaniały ten Twój naturalny wytwór! A jakie zdjęcia urocze! To ostatnie najładniejsze! Pozdrawiam ;))
OdpowiedzUsuńDziękuję Renula, wszystko zasługą talerzyka i magnetyzującego koloru kisielu :)) Siedzę pod stosami pledów i bardzo chętnie bym się takim teraz dogrzała, niestety zapasów brak...
OdpowiedzUsuń