Leżę. Oczy mam zamknięte, bo wolę nie patrzeć. Wokół zgliszcza. Odsunąwszy stertę prezentowych toreb leżę rozpłaszczona na ulubionej kanapie. W plecach czuję przeszywający ból, więc leżę by ukoić styrane kręgi. Z kuchni dobiega mnie melodia pracującej już od wielu godzin zmywarki. Otwieram jedno oko by ocenić skalę czekającego mnie przedsięwzięcia - po chwili zamykam je znowu i leżę. Jeszcze nie jestem gotowa. Brudne gary nie uciekną. Nie wabi mnie wcale wciąż stojąca na stole patera z ciociną karpatką ani maminą pyszną szarlotką, nie kusi brytfanna w której zrazy pojedyncze się były ostały. Przypuszczalnie nie tknę jedzenia przez najbliższe stulecie, nie dlatego, że się objadłam do nieprzytomności, lecz dlatego, ze zwyczajnie przedawkowałam kuchnię... Leżę, ledwo żyję i czuję, że przepełnia mnie niewymowne szczęście porównywalne przypuszczalnie ze szczęściem maratończyka, który dobiegłszy do mety ma ochotę skakać z radości pod niebiosa. Ja nie skaczę, lecz leżę i nie wiem kiedy wstanę, kiedy coś ugotuję, bo na chwilę obecną wydaje mi się, że od teraz będę stołować się u innych. Odessanie z energii jest jednak tylko pozorne, doświadcza go wyłącznie moja powłoka - duch się cieszy, pozytywnie naładowany poprzez obcowanie z bliskimi.
Skoro w najbliższym czasie planuję nie gotować (jakkolwiek nieprawdopodobna wydaje się moja deklaracja i mało realna, biorąc pod uwagę wilczy apetyt współdomowników) podzielę sie z Wami charlotte, którą przygotowałam na przedwczorajszą okoliczność rodzinną. Wyszła przepiękna i przedelikatna, była także znakomitym pretekstem do zainaugurowania sezonu truskawkowego. Przewiązana kremową wstążką wspaniale wpisywała się w charakter przyjęcia - polecam na chrzciny, komunie i wesela. Charlotte uwiodła mnie w książce Rachel Khoo, gdzie zdobiły ją kwiatowe płatki w cukrze, jednak nie skorzystałam z jej przepisu, postawiłam na improwizację i jestem zadowolona.
składniki:
kocie języczki,
dwa opakowania mascarpone 500 g
400 ml śmietanki 36%,
cukier puder - u mnie skromna ilość,
400-500 g truskawek,
laska wanilii,
4 łyżeczki żelatyny rozpuszczone w połowie szklanki wody,
owoce, kwiaty i liście mięty bądź melisy na szczyt charlotte
A zrobiłam to tak ;)
Zaczęłam od konstrukcji z herbatników. Dno tortownicy ( o 20 cm średnicy) przykryłam papierem do pieczenia, następnie zamknęłam obręcz, potem należało ułożyć płotek i dno z biszkoptów.
Żelatynę rozpuściłam w gorącej wodzie, a następnie wzięłam się za ubijanie śmietany. Cukier puder, mascarpone i wanilię dodałam gdy śmietana była już dość sztywna. Do połowy masy wblendowałam garść truskawek. Na sam koniec w oba kremy wmieszałam przygotowaną wcześniej żelatynę. Masę różową wyłożyłam na biszkoptowe dno, potem utworzyłam pięterko z plasterków truskawek i drugą - białą warstwę kremu. Zwieńczeniem charlotte były truskawki w całości, przepołowione i małe morelki. Charlotte chłodziła się całą noc.
Tuż przed podaniem dodałam miętę i bratki, oprószyłam ciasto cukrem pudrem, uwolniłam z obręczy i przewiązałam kremową wstążką. Wnętrze się nie rozjeżdżało, delikatny róż i biel wyglądały pięknie w przekroju, konsystencja mojej wersji była tortowa, ale można ją nieco usztywnić dodając więcej żelatyny, by uzyskać coś na kształt sernika na zimno. Bardzo fajny zamiennik dla tortu! A a propos tortów - taki klasyczny też powstał ( na wypadek gdyby eksperymentalna charlotte nie wyszła :)). Bratki bardzo ładnie prezentują się na białym śmietankowym tle.
Na szczęście taki stan nie trwa długo a resztki tak szybko znikają...
OdpowiedzUsuńCharlotte piękna, torcik też.
Na szczęście. Mogę uspokoić, że już zmieniłam pozycję i wracam do jako takiej aktywności :) Charlotte jest niezwykła, bardzo mnie ciekawi i chętnie spróbuję wiele jej wariantów. uściski ciepłe Mątewko!!
UsuńPrzepiękna!:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tylko nas tak straszysz
i już wkrótce pojawi się tu jakieś pyszne danie;))
Pewnie, że tylko straszę ;) Chociaż uwierz mi, że w niedzielę wieczorem i wczoraj przez dzień cały byłam całkiem odessana z energii, dziś wciąż omijam kuchnię najszerszym łukiem, ale muszę się zmotywować by dzieciom ogórkową zmajstrować. Trzeba wrócić do normalności!
UsuńŚliczna!
OdpowiedzUsuńI krem nie wychodzi...
A tę bezę też bym pochłonęła.
Nie znoszę takiego ,odessania'.Czuję się wyjałowiona kulinarnie...
Toteż unikam.
Regeneruj się!
Nawet odrobinka kremu nie wylazła, moje obawy były bez sensu :)
UsuńWolałam by rzecz odbyła się w domu - wiesz jak to jest gdy się do knajpy idzie lub catering zamawia - człowieka krew zalewa, że sam zrobiłby lepiej... to ja sama lepiej zrobiłam i narobiłam się po pachy, a teraz mam za swoje!
...ale żeby było jasne - nie żałuję. Nic bym nie zmieniła :)
UsuńPodziwiam…:)
OdpowiedzUsuńJa patrząc wstecz też podziwiam siebie samą. Czasem człowiek w przypływie entuzjazmu nie umie realnie oszacować jaka praca go czeka. Tak było tym razem, ale było warto. Wypracowane zawsze cieszy bardziej niż to co przychodzi z łatwością, a charlotte - sama widzisz - cudna! :)
Usuńjakie piękne!
OdpowiedzUsuńDzięki, bardzo się cieszę, że taka wyszła - może to szczęście początkującego :)
Usuńtak piękne, że szkoda zjadać :)
OdpowiedzUsuńSzybko zniknęła. Goście byli bezlitośni :)
UsuńO mamo, jakie to piękne!!;) Napracowałaś się, ale efekt przedni! Brawo;)
OdpowiedzUsuńRenulko, Ty jako, że jesteś dla mnie niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie ciast serowych powinnaś się z taką charlotte zaprzyjaźnić - już sobie wyobrażam jak pyszna musiałaby być u Ciebie!
Usuń:) dlatego przyjaźń już wczoraj rozpoczęłam, czytając sobie Twój post z przepisem dwa razy;)))
UsuńNarobiona, ale na pewno usatysfakcjonowana? Piękne ciacha, przygotowałaś na te wyjątkową okazję :) Odpoczywaj, a potem do kuchni wracaj, koniecznie :) Buźka!
OdpowiedzUsuńOj tak, nie zamieniłabym tej swojej roboty na żaden catering. Już dziś nie pełzam, chodzę i wspominam z rozkoszą ten dzień i jedzenie. Wobec narastającego urodzaju chyba nie będę stronić od kuchni zbyt długo ;)
UsuńJak zawsze mistrzostwo świata. U nas był podobny "tort- nietort" - skład podobny tyle że zamiast śmietany masło i jajka z cukrem, żelatyna i 1,4 kg truskawek :).No i biszkopty - tylko na spodzie. Poszedł cały a miałam nadzieje że zostanie.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Martusiu jak pysznie być musiało (na wspomnienie sałatek i ciast, które u Ciebie jadłam aż się rozmarzam...) Moja charlotte też poszła cała migusiem :)
UsuńPrzepiękna charlotte i pozwolisz, że przywłaszczę sobie przepis. Rodzinne spotkanie mam za tydzień. Będzie trzy w jednym: dzień mamy, dziecka i taty, czyli festyn rodzinny.:-)
OdpowiedzUsuńFajnie, że stan pełzający szybko mija i zaczynamy planować kolejne spotkanie...
Będę zachwycona :) Daj znać jak piękna jest Twoja. Póki co planuję spotkania, ale u innych, szybko dużej imprezy nie zrobię w domu, jestem na kuchennym detoksie, więc wchodzi w grę tylko niezbędne minimum. Ogórkowa zrobiona. Mamy co jeść przez trzy dni :)
UsuńBardzo efektowne i miłe dla oka ciacho. Gratuluję pomysłowości. :)
OdpowiedzUsuńUdała się, choć podejrzewałam, ze może popłynąć i zgarnąć po drodze misternie ułożony płotek, a tu taka niespodzianka. Charlotte polecam, jest na nią milion sposobów, mój sprawdzony zdał egzamin :)
UsuńAgatko, zaczęłaś tak chorobowo,że aż się bałam czytać do końca .
OdpowiedzUsuńJa po imprezach, którym oddaje sie cała fizycznie i psychicznie, też czuję się jak
balon, z którego powoli ucieka powietrze, ten stan na szczęście szybko mija, zwłaszcza, gdy sie ma w perspektywie fajne spotkania u przyjaciół.
Gdy zobaczyłam charlotte od razu nabrałam na nią ochotę, ale zaplanowałam dla sobotnio niedzielnych gości sernik truskawkowy na zimno, o bardzo podobnej konsystencji, ale bez konstrukcji biszkoptowej.
Pewnie kiedyś pomysł wykorzystam.
Pozdrawiam upalnie.
Wiesz, że lubię sobie czasem pomarudzić.. ;) Mimo wszystko wydaje mi się, że niedostatecznie wyraziście opisałam moje poniedziałkowe samopoczucie.
UsuńSernik na zimno to ja bardzo chętnie zawsze i wszędzie, ale nie zrobię sobie bo mi się nie chce. Truskawki pożeram ot tak - bez niczego póki co.
O charlotte pamiętaj, ja już chcę eksperymentować z innymi jej odsłonami.
Zapraszam do udziału w konkursie:
OdpowiedzUsuńhttp://www.fochygochy.blogspot.com/2014/05/konkurs-z-ksiazka-w-tle.html
Dziękuję za zaproszenie ;)
UsuńWygląda obłędnie. Uwielbiam takie lekkie, eleganckie desery.
OdpowiedzUsuńOne tylko wyglądają lekko - mascarpone i bita śmietana to całkiem spory ładunek kalorii ;) ale co tam, raz się żyje!
UsuńNo mega zdolna z ciebie kobieta Charlotta jak z najlepszej ciastkarni, cudnie ozdobiona i zazdroszczę tym wszystkim, którzy mieli okazję jej spróbować. Zmęczenie mija a satysfakcja zostaje :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie zobacz tę u Rachel Khoo - mam wersję angielską książki, ale po polsku to chyba 'Moja mała francuska kuchnia' tamta jest jeszcze ładniejsza. Zmęczenie już puściło, ale wciąż nie gotuję nic poza zupami, jem też truskawki, ale za wielkie garowanie wciąż się nie biorę. Kuchenne katharsis jeszcze się nie dopełniło :)
UsuńMieliśmy podobne pomysły.http://edicook.blogspot.com/2014/05/truskawkowy-souvenir-na-dzien-matki.html
OdpowiedzUsuńWidziałam - Twoja też piękna i niewątpliwie smakowita. Ważne, że pomysły były trafione. Charlotte to piękna forma i daje tak wiele możliwości!
UsuńWow! Piękna! :) Aż chce się ją zjeść od razu :)
OdpowiedzUsuńTruskawki wciąż w natarciu, dawaj!
UsuńCukiernicze arcydzieło :)
OdpowiedzUsuń