piątek, 15 czerwca 2012

Dip z awokado w Dzikim Zakątku

Jest w Warszawie pewne sympatyczne miejsce - restauracja Dziki Zakątek w lesie na Choszczówce. W ubiegłą niedzielę byliśmy na wycieczce rowerowej i tam postanowiliśmy zjeść obiad. Miejsce jest fajne z kilku powodów; stoliki ustawione są na zewnątrz w bezpośrednim sąsiedztwie placyku zabaw, jest to niewątpliwy atut dla rodziców, mogą odetchnąć nie tracąc z oczu swoich pociech, po drugie zwykle w weekendy można w sąsiedztwie baru pojeździć na konikach, po trzecie jest tam zupełnie niezła kuchnia i ceny bardzo znośne. Zdecydowanym mankamentem jest tu obsługa. Nie chcę uogólniać, bo być może mamy po prostu pecha i zawsze trafiać tu musimy na najmniej sympatyczną i najmniej zaangażowaną kelnerkę świata ale tak już jest, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Uważam, że miejsce to warte jest lepszej oprawy kelnerskiej, podbiłaby ona zdecydowanie całościowy odbiór spędzonych tam chwil.

Można w Dzikim Zakątku zjeść dania polskie tradycyjne lecz mamy także duży wybór dań międzynarodowych, jest również specjalne menu dla dzieciaków.
Zjadłam szpinakowe pierogi w bardzo smacznym serowym sosie ale to składowa posiłku mojego męża nie daje mi spać od tygodnia. 
Dostał jakieś meksykańskie zawijańce a do nich dwa zawiesiste sosy, jeden wedle zapewnień kelnerki był z awokado. Konsystencja dipu była emulsyjna, smak zadziwiająco inny od guacamole, gdy dłużej postał nieruszany oliwa oddzielała się od reszty składowych sosu. Zaintrygowana tajnikami powstania dipu, postanowiłam sprawdzić w domu, czy wyjdzie identyczny.



Eksplorując niezwykle wnikliwie każdą kroplę dipu doszłam do wniosku, że z całą pewnością mamy tu do czynienia poza awokado z czosnkiem pieczonym, z dużą ilością soku z cytryny, z chili - to było łatwe, i Bóg raczy wiedzieć z czym jeszcze, bowiem nie udało mi się zdiagnozować tego co ostatecznie zdeterminowało smak. W pierwszym odruchu pomyślałam, że to bakłażan, ale przecież logika wskazuje, że awokado i bakłażan to absurdalne połączenie więc nie podjęłam ryzyka.

Dip wyszedł pyszny, całkowicie inny od tego, w którym tak pieczołowicie się rozsmakowywałam. Znakomicie szedł w parze z razowcem i stanowił wraz z nim fantastyczną zakąskę podczas oglądania zmagań piłkarskich.
Okazało się, że wydobywanie składowych smaku z potraw o konsystencji kremu jest nie lada wyzwaniem.
Następnym razem nie zawaham się użyć bakłażana.

Zachęcam do spróbowania mojej wersji,  celem zgłębienia tajników pierwowzoru, musicie się udać do źródła. Zachęcam, mimo uchybień serwisowych.


składniki:
1 duże, miękkie awokado, 
pół główki czosnku,
1/3 papryczki chili, 
sok z 1 cytryny,
oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia,
sól

Czosnek w łupinkach, osolony i zalany niewielką ilością oliwy pieczemy ok 20 minut w temperaturze 
200 stopni, po upieczeniu oddzielamy od łupin i wrzucamy z resztą składników do blendera. Miksujemy aż do uzyskania jedwabistej konsystencji.
Podajemy z grzankami lub z razowcem.


6 komentarzy:

  1. A moja wnusia jadła tam pierogi z nadzieniem z kurczaka i posypane serem, co dla mnie jest połączeniem nieznanym, ale ponoć dobre! A Twoje Ago opisy powodują, że zjadłabym wszystko, co polecisz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Może tajemniczym składnikiem są gotowane ziemniaki lub białe pieczywo?

    OdpowiedzUsuń
  3. Gapcia ze mnie! Pewnie od czerwca rozszyfrowałaś już zagadkę. A ja wczoraj dopiero tu trafiłam i tak sobie czytam i czytam...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że nie mam zielonego pojęcia wciąż ale gdy nastanie wiosna wybiorę się tam znowu, może to jednak bakłażan. ziemniaki nie, ale chleb być może... dzięki za odwiedziny!!

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń