wtorek, 20 maja 2014

truskawkowa charlotte


Leżę. Oczy mam zamknięte, bo wolę nie patrzeć. Wokół zgliszcza. Odsunąwszy stertę prezentowych toreb leżę rozpłaszczona na ulubionej kanapie. W plecach czuję przeszywający ból, więc leżę by ukoić styrane kręgi. Z kuchni dobiega mnie melodia pracującej już od wielu godzin zmywarki. Otwieram jedno oko by ocenić skalę czekającego mnie przedsięwzięcia - po chwili zamykam je znowu i leżę. Jeszcze nie jestem gotowa. Brudne gary nie uciekną. Nie wabi mnie wcale wciąż stojąca na stole patera z ciociną karpatką ani maminą pyszną szarlotką, nie kusi brytfanna w której zrazy pojedyncze się były ostały. Przypuszczalnie nie tknę jedzenia przez najbliższe stulecie, nie dlatego, że się objadłam do nieprzytomności, lecz dlatego, ze zwyczajnie przedawkowałam kuchnię...  Leżę, ledwo żyję i czuję, że przepełnia mnie niewymowne szczęście porównywalne przypuszczalnie ze szczęściem maratończyka, który dobiegłszy do mety ma ochotę skakać z radości pod niebiosa. Ja nie skaczę, lecz leżę i nie wiem kiedy wstanę, kiedy coś ugotuję, bo na chwilę obecną wydaje mi się, że od teraz będę stołować się u innych. Odessanie z energii jest jednak tylko pozorne, doświadcza go wyłącznie moja powłoka - duch się cieszy, pozytywnie naładowany poprzez obcowanie z bliskimi.




Skoro w najbliższym czasie planuję nie gotować (jakkolwiek nieprawdopodobna wydaje się moja deklaracja i mało realna, biorąc pod uwagę wilczy apetyt współdomowników) podzielę sie z Wami charlotte, którą przygotowałam na przedwczorajszą okoliczność rodzinną. Wyszła przepiękna i przedelikatna, była także znakomitym pretekstem do zainaugurowania sezonu truskawkowego. Przewiązana kremową wstążką wspaniale wpisywała się w charakter przyjęcia - polecam na chrzciny, komunie i wesela. Charlotte uwiodła mnie w książce Rachel Khoo, gdzie zdobiły ją kwiatowe płatki w cukrze, jednak nie skorzystałam z jej przepisu, postawiłam na improwizację i jestem zadowolona.


składniki:

kocie języczki,
dwa opakowania mascarpone 500 g
400 ml śmietanki 36%,
cukier puder - u mnie skromna ilość,
400-500 g truskawek,
laska wanilii,
4 łyżeczki żelatyny rozpuszczone w połowie szklanki wody,
owoce, kwiaty i liście mięty bądź melisy na szczyt charlotte





A zrobiłam to tak ;)
Zaczęłam od konstrukcji z herbatników. Dno tortownicy  ( o 20 cm średnicy) przykryłam papierem do pieczenia, następnie zamknęłam obręcz, potem należało ułożyć płotek i dno z biszkoptów.
Żelatynę rozpuściłam w gorącej wodzie, a następnie wzięłam się za ubijanie śmietany. Cukier puder, mascarpone i wanilię dodałam gdy śmietana była już dość sztywna. Do połowy masy wblendowałam garść truskawek. Na sam koniec w oba kremy wmieszałam przygotowaną wcześniej żelatynę. Masę różową wyłożyłam na biszkoptowe dno, potem utworzyłam pięterko z plasterków truskawek i drugą - białą warstwę kremu.  Zwieńczeniem charlotte były truskawki w całości, przepołowione i małe morelki. Charlotte chłodziła się całą noc.
Tuż przed podaniem dodałam miętę i bratki, oprószyłam ciasto cukrem pudrem, uwolniłam z obręczy i przewiązałam kremową wstążką. Wnętrze się nie rozjeżdżało, delikatny róż i biel wyglądały pięknie w przekroju, konsystencja mojej wersji była tortowa, ale można ją nieco usztywnić dodając więcej żelatyny, by uzyskać coś na kształt sernika na zimno. Bardzo fajny zamiennik dla tortu! A a propos tortów - taki klasyczny też powstał ( na wypadek gdyby eksperymentalna charlotte nie wyszła :)). Bratki bardzo ładnie prezentują się na białym śmietankowym tle.





piątek, 9 maja 2014

suflet ze szparagami i serem szwajcarskim z Grzybowa




Jest takie miejsce w mazowieckim, do którego wrócić od dawna chciałam. Gdy byłam w nim po raz pierwszy z grupą przedszkolnych dzieciaków, zamarzyłam by w przyszłości zabrać tu własne pociechy. Rzecz się ziściła w tym tygodniu.
Gospodarstwo ekologiczne Państwa Ewy i Petera Stratenwerth to nie tylko cudowna, dziewicza okolica, nie tylko zwierzaki i świetne produkty, ale także i przede wszystkim eko-edukacja.  Dzieciaki uczą się rozróżniać gatunki zbóż, przesiewać mąkę, wyrabiać chleb, słuchają fascynujących opowieści o owadach, obserwują jak wygląda gniazdo trzmiela od wewnątrz, robią świece z pszczelego, pachnącego wosku, wąchają zioła, uczą się o ich właściwościach, sadzą drzewa, tworzą śliczniutkie wycinanki, z zaciekawieniem oglądają grill słoneczny i zachłystują się urokiem wsi bez końca.
Kolejny raz przywiozłam z Grzybowa wspaniałe wspomnienia, przywiozłam także fantastyczny chleb razowy wyrabiany na miejscu już od ponad 20 lat oraz przepyszny dwumiesięczny ser szwajcarski - trzeba nadmienić, że gospodarz Peter pochodzi z Bazylei, więc zacięcie do sera ma we krwi :) Gospodarze są wegetarianami, dlatego tutejszy ser powstaje przy użyciu podpuszczki mikrobiologicznej.

Grzybów to cudowne miejsce na wycieczkę, albo Zieloną Szkołę (grupy do 15 osób). Grzybowskim arcypysznym chlebom przyjrzeć się można bliżej na stronie Biopiekarni, na terenie Gospodarstwa działa odpowiedzialne ze organizację opisanych warsztatów Stowarzyszenie Ziarno, jednym z głównych jego celów jest edukacja i promowanie ekologicznego sposobu na życie. To bardzo świetny cel, oby więcej i więcej takich miejsc w Polsce!

....skoro mam ser z Grzybowa i mam także szparagi z Gospodarstwa Państwa Majlertów, co oczywiste bo mam je w sezonie codziennie, dziś serwuję wiosenny suflet z udziałem obojga, na który najserdeczniej zapraszam.








Sezon szparagowy w pełni, nie umiem się oprzeć tym warzywom, powiem zresztą szczerze, że nawet nie próbuję.  Szparagów nie widać co prawda na zdjęciach, ale zapewniam, że w jajecznym wnętrzu aż się od nich roiło :)


inspirowałam się przepisem od Amber


składniki na dwie porcje: 

2 jajka od zielononóżek - żółtka oddzielamy od żółtek,
10 g mąki, 
10 g masła,
100 ml mleka,
4 zielone szparagi,
estragon,
cztery łyżki tartego sera z Grzybowa (mój był krowi, dojrzewał dwa miesiące, miał wyrazisty smak, myślę, że można spokojnie zastąpić go charakternym Gruyerem),
odrobina młodego szczypioru z parapetu, 
sól
nieco masła do wysmarowania foremek


Zaczęłam od ugotowania szparagów, wrzuciłam je jak zawsze na osolony i lekko osłodzony wrzątek, dałam im 3 minuty, po czym ostudziłam przelewając lodowatą wodą.
Na patelni przygotowałam zasmażkę z masła i mąki, stopniowo dolewałam do niej mleko. Gdy masa była spójna i gładka wtarłam ser szwajcarski i dodałam sól. Odstawiłam do przestygnięcia.
Jajka oddzieliłam od żółtek, po czym z białek ubiłam sztywną pianę. Żółtka dolałam do wystudzonej masy serowej, wymieszałam i doprawiłam estragonem (może być suszony jak i świeży), następnie bardzo delikatnie wmieszałam ubite białka, na sam koniec wrzuciłam drobno pokrojone szparagi i szczypior. Wlałam do sufletówek wysmarowanych masłem, piekłam w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni, na środkowej blaszce przez 20 minut.


Połączenie szparagów i szwajcarskiego sera to nie nowość, dlatego wiedziałam, że duet ten wypadnie wybornie w suflecie, poza wszystkim suflet miły jest dla oczu. :) Wbrew temu, co niektórzy sądzą nie jest też wcale daniem trudnym, pracochłonnym, czy wymagającym. Polecam!