Zima. Godzina czwarta po południu. Biegnę jak oszalała, próbując dotrzymać kroku pędzącej obok mamie. Odziana jak Eskimos przebieram więc małymi nóżkami, co i rusz zapracowując na kolkę. Stajemy w końcu na przystanku. Zdążyłyśmy - tłum oczekujących wskazuje, że autobus jeszcze nie odjechał. Na Dolnej kwiaciarki niestrudzenie sprzedają swoje cięte kwiaty a wokół roznosi się obezwładniający zapach Currary - chyba wszystkie Panie oczekujące nim pachną. Swoją drogą Currara to takie pachnidło za którym poszłabym w ogień - tak intensywnie i pięknie jej zapach zapisał się w mojej pamięci. W autobusie tłum dziki. W takich warunkach wielowarstwowe odzienie doskwiera wybitnie, ale nic to - za chwil parę wszyscy się wysypią na pętli, stamtąd już tylko 15 minut do domu. Po wyjściu z autobusu znów pośpiech i znów kolka między blokami. Docieramy a mama przygotowuje dla mnie domek - robi go zawsze w lutym i w marcu, bo jest okazja.. a gdy najdzie nas chętka to czasem też w innych miesiącach - uwielbiam ten deser i wszyscy, którzy mnie odwiedzają też za nim przepadają...
Co by nie mówić epoka PRL a właściwie jej
mały wycinek, którego doświadczyłam jest dla mnie tożsama z czasami
dziecięcej, niczym nieskrępowanej beztroski. Kolejki pamiętam, że były, czasami nawet w nich stałam, na tyle wpisane było jednak to stanie w normę, że nie przejmowałam się tym zupełnie... otaczającą rzeczywistość odbierałam w ciepłych, radosnych barwach, jak to dziecko. Czas ten przywodzi między innymi
także wspomnienie najlepszych pod słońcem deserów takich jak blok czekoladowy, ciasteczka z płatków owsianych, wz, karpatka, czy ciasto domek.
Mamy luty, znakomita więc okazja by dawnej tradycji stało się zadość - zrobiłam
więc domek, o którym choć pamiętałam stale, to od dłuższego czasu nie weszłam z nim w bezpośrednią relację. Bazowałam na przepisie, jaki mama zapisała w kalendarzu z
85 roku. Przyznam, ze przemknęła mi myśl by zastosować w domku prawdziwą
wanilię i by dorzucić coś od siebie - na znak nowych czasów, ale po chwili stwierdziłam, że
jednak z modyfikacjami to już nie będzie to samo. Chciałam poczuć dokładnie
ten smak, który tak uwielbiałam będąc dzieckiem. Jakkolwiek więc mało szlachetny to dodatek - zastosowałam cukier wanilinowy (pamiętam szok jaki przeżyłam gdy okazało się, że na opakowaniu wcale nie widnieje nazwa cukru waniliowego lecz wanilinowego). Wszystko zrobiłam zgodnie z poniższym zapiskiem. Co z tego, że można aktualnie dostać ser wielokrotnie mielony - musiał być ser biały Garwoliński, podobny do tego jaki można było dawniej kupić w sklepach Baniochy albo w mleczarni, musiała być prawdziwa polewa czekoladowa, musiała być ta sama co niemal 30 lat temu deska, na której domek buduje się najlepiej.
składniki:
3 paczki herbatników ( radzę kupić więcej, gdyż potrzebujemy herbatników
w całości a sklepowe bardzo często są w mniejszym lub większym stopniu pokruszone)
0,5 kg sera białego
0,5 kostki margaryny
1 cukier wanilinowy
3/4 szklanki cukru pudru
2 żółtka,
kakao
składniki polewy:
1/3 szklanki mleka,
1 łyżka masła,
3 czubate łyżki kakao,
10 dkg cukru
Składniki polewy podgrzewamy w małym garnuszku, po czym odstawiamy do wystygnięcia.
Miksujemy ser z margaryną, cukrem i żółtkami na gładką masę. Odkładamy połowę. Do pozostałej w malakserze porcji dosypujemy kakao, w zależności od tego jak mocno przełamany smak chcemy uzyskać, ja lubię mocno kakaowy, dodałam 5 łyżek. Rządek herbatników układamy jako podstawę i wykładamy na niego białą masę, następnie układamy z ukosa ściany, na które w dalszej kolejności położona zostanie brązowa zaprawa. Przykrywamy kolejną warstwą herbatników, część szczytową uzupełniamy drobniejszymi kawałkami ciasteczek. Całość polewamy ostudzoną polewą. Domek należy na noc włożyć do lodówki wówczas smaki się właściwie przenikną.
Rekonstrukcja bardzo udana, co
prawda nie jestem przekonana, czy nie namieszałam czegoś przy podstawie,
wszak stanowił ją pojedynczy ciąg herbatników ale w końcu żaden ze mnie
inżynier Karwowski. Domek się nie zawalił, nie rozjechał, nie rozpłynął
wraz z polewą i był tak samo pyszny, jakim go zapamiętałam.
To cudowne, że za pomocą zmysłów z taką łatwością można się przenosić w czasie.
Zapraszam na podróż do mojej Nibylandii!!
Zapraszam na podróż do mojej Nibylandii!!
U nas domki też były, ale najbardziej pamietam jeżyki, które miały kolce z ryżu preparowanego. :)
OdpowiedzUsuńMarzyłam o jeżykach oglądając jako dziecko kulinarne pocztówki z przepisami - były boskie!! Niesamowite były te desery, nie ma co!
UsuńCisto Domek mmm smak mojego dzieciństwa!
OdpowiedzUsuńNasze dzieciństwo smakowało tym samym zatem ;) Dziś domek smakuje mi wyjątkowo, bo przez długie lata go nie jadłam, to takie bardzo przyjemne przenosiny w czasie. Pozdrawiam serdecznie!
Usuńale ślicznie wygląda, a jak musi smakować...
OdpowiedzUsuńJeżeli nie próbowałaś, wart jest tego. Jest zabawny i bardzo smaczny. pozdrowionka!!
UsuńO pyszności :)
OdpowiedzUsuńO tak!!
UsuńWpadłam do Twojej Nibylandii!
OdpowiedzUsuńDomek to było coś.
W tamtych czasach bardzo przeze mnie pożądany.
Znikał z prędkością światła, a ja nie miałam go dość.
Ech..
Cieszę się,że do tych czasów wyjątkowych wróciłaś.
Fajnie w tej Nibylandii, to prawda ;) cieszę się, że tu wpadłaś. Niestety domek się już skończył a jutro poniedziałek więc trzeba wrócić do świata dorosłych. Całe szczęście w nim też jest dobrze i miło. ściskam Cię bardzo i pięknego tygodnia życzę!
UsuńW naszym domu nazywał się *Psia buda* I zawsze robiły go dzieci.
OdpowiedzUsuńNo proszę! Tej nazwy nie znałam. Jeżeli dzieci robiły to ciasto, jestem pełna podziwu, wymaga ono sporego zmysłu konstrukcyjnego, którego mi brakuje niestety. przy dużej dawce opanowania i determinacji wyszło jak trzeba ale gdy byłam dzieckiem nawet nie próbowałam się brać za tę robotę, mama robiła od a do z, uściski!
UsuńW domu było nas sześcioro. Miedzy najstarszym a najmłodszym jest 20 lat różnicy. Dlatego zawsze któres "dziecko" było w odpowiednim wieku.
UsuńPozdrawiam cieplutko.
PS.
Musisz koniecznie zrobić jeszcze stefankę. Fajnie Ci idzie odgrzewanie wspomnień smaków z dzieciństwa.
Jak mi miło Mysza, dziękuję Ci za te słowa. Kto by pomyślał, że odgrzewane może smakować wybornie, a jednak!! Stefanki nie robiłam ani nie jadłam w dzieciństwie (chyba) zatem odgrzać byłoby trudno.. ale może się skuszę na pierwszy raz ze Stefanką, hm?:)
UsuńZatem czekam...
UsuńPamiętam z tamtych czasów domek baby Jagi i takie jeszcze ciasto metrowiec. My jednak składalismy dach na sztorc, tzn. były 3 rzędy herbatników i przy podniesieniu tworzył się trójkątny dach. Oj fajne były czasy, miło powspominać:-))
OdpowiedzUsuńOj, ale przy trzech rzędach zmysł konstruktorski już niezbędny ;) Czasy to były cudne, szczególnie gdy pamięta się je z perspektywy dziecka. Z metrowcem przyjemności nie miałam nigdy, jestem go ciekawa. Pozdrowionka!!
UsuńDomek z dzieciństwa bardzo uroczy :) U mnie nie było "domków" czy "psich bud" za to królowały jeże. Małe, średnie, duże. Obowiązkowo z kolcami z preparowanego ryżu i nosem oraz oczami z czekoladowych groszków. W środku ukryte były pokruszone herbatniki wymieszane z masą kakaową. Aż się rozmarzyłam...
OdpowiedzUsuńA u mnie jeżów nie było, choć pamiętam je u innych i z pocztówek kulinarnych. Ryż dmuchany!!! Zapomniałam o jego istnieniu a tak go lubiłam będąc szkrabem ;) fantastycznego tygodnia Magda!!
Usuńale super domek :) nie ma to jak takie "starsze" przepisy :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj możemy przebierać w mnogości składników i wyczarowywać desery fikuśne, z każdego niemal zakątka świata, a mimo to często ciągnie nas do smaków najprostszych, niewyrafinowanych, zapamiętanych z dzieciństwa. Uwielbiam odbywać takie podróże w czasie! serdeczności Kasiu!
UsuńJA tej daty, że domek pamiętam i Currarę, i PAnią Walewską....
OdpowiedzUsuńA w sobotę tańczyłam na zabawie Lata 70-te...ALe były torty a nie domki...Szkoda...
Zawsze kiedy widzę takie przepisy, czas się nie liczy. Znów jestem dumna, że stałam się nastolatką bo skończyłam jedenaście lat:) Przecież to było wczoraj! Kiedy minęło tych 30 lat???
Pozdrawiam i za wspomnienia dziękuję:)
Oooo Pani Walewska była straszna!! też ją pamiętam ale stoi na przeciwległym biegunie do Currary.
UsuńJa także staję się dzieckiem pałaszując desery tego typu, nie pozostaje nam nic tylko raczyć się takim powrotem do przeszłości jak najczęściej... :) A być po trzydziestce też jest w sumie fajnie. Zrób sobie domek Magda koniecznie!
Oj, zrobię Aga. Zrobię... Z zapachów jeszcze pamiętam Vanderbilt i Polo dla Taty... Boże, jak one pachniały. Była jeszcze Basia, pachnąca zielonym jabłuszkiem....
UsuńBasia była super!!! Zapach zielonego jabłuszka gra we mnie że hej!! A w kwestii Currary, znalazłam w Zarze perfumy, o bardzo podbnym zapachu, jak będziesz, to się zaciągnij - niesamowita sprawa! pozdrowionka!
Usuńjestem z tego samego rocznika co ten przepis :) u nas nie było ani bloków czekoladowych, ani domków czy wz, nawet kolejek żadnych nie pamiętam. albo na wsi inaczej czas płynie, albo po prostu mam krótką pamięć ;)
OdpowiedzUsuńZ pewnością czas płynie inaczej ale masz też prawo nie pamiętać, w latach 80tych byłaś przecież Maleństwem... a jadłaś w późniejszych czasach te specjały? Jeżeli nie, to gorąco Cię do tego namawiam: szczególnie do powyższej chatki i do bloku czekoladowego. pozdrowionka najcieplejsze!!
Usuńpóźniej też nie za bardzo, jedynie karpatkę, moja Mama robiłanajlepszą :) a blok czekoladowy jadłam niedawno w Danii, koleżanka Litwinka zrobiła i wspominała o tej 'tradycji', którą niby powinna być i moja, ale jakoś się do niej nie poczuwałam :)
UsuńDobra karpatka starczy za te wszystkie smakołyki!! mamine ciasto, pieczone dla dziecka to zawsze najtrwalsze i najsmaczniejsze wspomnienie czasów minionych. Dla mnie mama robiła domek, stąd tak ogromny sentyment. Myślę, że mógłby Ci zasmakować, poza wszystkim to dobra alternatywa dla sernika na zimno.
UsuńTakie dziecięce wspomnienia o jedzeniu uważam za najlepszą rzecz. Coś w tym jest, że człowiek z takim ciepłem pamięta o beztroskim czasie i przepysznych domowych słodkościach. Bardzo apetyczny przepis :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Canette,
Usuńpoza wszystkim, wówczas słodkie było od święta teraz spowszedniało i straciło na jakości.. taka wyczekiwana słodka chwila podbijała dziecięcy apetyt tym bardziej. Dziś mam wrażenie, że dzieci nie wyczekują ciast swoich mam czy babć w podobny sposób, a szkoda...
pozdrowienia posyłam!!
chatka prześliczna! choć nigdy nie robiono takiej w moim domu
OdpowiedzUsuńmoje słodkie wspomnienie z dzieciństwa to chleb smażony na ciężkiej cygańskiej patelni, podany z gęstą śmietaną od gospodarza i z cukrem
taki przygotowywała mi babcia, jak spędzałam u niej wakacje :)
A w moim nie było takiego fajnego chleba jak u Ciebie, Marta :) U babci też spędzałam wakacje ale nigdy na wsi i nigdy nie miałyśmy na podorędziu śmietany od gospodarza...
UsuńPamiętam ten wypiek z dzieciństwa! Zrobiła go moja mama, zaraz po wykończeniu wyglądał okazale, ale w lodówce powietrze mu jakos nie dopisało i chatka uległa zawaleniu! Mama stwierdziła, że takie ciasta są "do kitu", ja zaś przeciwnie, bo zdewastowaną chatkę pochłonęłam w 2 dni! Pycha była! Twoja prawie jak wyżyna deserowej architektury;););)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że powinnam wysmarować sobie 'arch.' przed nazwiskiem, choć zasadniczo chyba mogę i tak po moich studiach archeologicznych :) Mój domek się nie zawalił, doczekał dnia kolejnego w nieco okrojonej ale wciąż zgrabnej formie i był pyszny. Renula, zrób go. Tobie wyjdzie na 100%!!!
Usuńja jeżyki też pamiętam..i kolejki za mięsem...no starych wspomnień czar. mimo, że czekolady nie lubię domek wygląda cudnie!
OdpowiedzUsuńOj tak, a za chwilę będzie można zanucić 'czterdzieści lat minęło jak jeden dzień...' w moim przypadku awersja do czekolady byłaby błogosławieństwem, niestety desery z nią w roli głównej lubię wyjątkowo. A domek Ci i tak polecam, można zrobić wersję unowocześnioną z owocową polewą na przykład... serdeczności!!!
UsuńChyba się rozpłaczę! Domek z mojego dzieciństwa! Cudowny :)
OdpowiedzUsuńŁzy wzruszenia mile widziane :) Natalia, zbuduj swój własny, to dobrze robi w chłodne, zimowe popołudnia! całuski!
UsuńDomek wygląda obłędnie! Uwielbiam takie desery/potrawy, które są wspomnieniem z beztroskich czasów dzieciństwa :))
OdpowiedzUsuńJa także, stąd ta moja Nibylandia.
Usuńwarto wskrzeszać w sobie takie wspomnienia a raczyć nimi innych tym większa przyjemność, tym bardziej, że wielu pamięta podobne smaki i podobną dziecięcą rzeczywistość...
Solidna konstrukcja! W niewłaściwym momencie tu zajrzałam bo kilka godzin temu zjadłam ostatni kawałek czekolady...:)I kakao mi się też skończyło...Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńA Ty domek pamiętasz Alinko? Jeśli tak to zrób go dla odgrzania wspomnień, jeśli nie - zrób również by się w nim zakochać i mieć go potem w pamięci przez długie lata, jak ja. Jest świetny!! Kakao kup koniecznie jak najszybciej... :)
UsuńNigdy go nie jadłam, koniecznie! A kakao już jest :)
UsuńPiękne ciacho! Jestem zachwycona :) Strasznie zmęczona, ale mimo wszystko nie mogę oderwać wzroku :)
OdpowiedzUsuńbuziaki :)
A gdybyś się tak wgryzła w strop lub którąś ze ścian to nie mogłabyś oderwać od niego pozostałych zmysłów...:) polecam Ci domek ogromnie, jest pyszny. całusy!!
UsuńŚwietnie!! Wiosna do okien zagląda, dla mnie marzec jest miesiącem, w którym domek smakuje najlepiej. Nie zwlekaj więc Alina, zafunduj sobie taki, ja go kocham za smak i wspomnienia, w Twoje może też się wpisze niezmywalnym rytem :)) smacznego!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to ciasto, w moim domu robi się je z bananem wśrodku
OdpowiedzUsuńA to nowość!! Musi być bardzo fajne :)
Usuńmi taka "chatka" również kojarzy się ze ze smakiem błogiego dzieciństwa :) ach to były czasy ...wspomnienia nic nie kosztuja a są tak miłe :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się je przywołać za pomocą tej receptury :) Ja nawet jako staruszka jedząc domek czuć się będę jak dziecko.
UsuńOMG! Wieki cale nie robiłam, a nawet nie widziałam, tego cudu! W mlodosci popelnialam go dość często. Super, ze podalas ten przepis. :)
OdpowiedzUsuńAgatko, szukam przepisu na jakies słodkie buleczki - zebym mogla wypiec dla dzieci do szkoły na podwieczorek. Masz cos? Lub masz do polecenia? :)
Sciskam, I.
Domek jest suuuper!! A dla dzieci mam przepis na drożdżówki - sprawdzony :)
Usuń