U cioci na imieninach dzieci traktowane były zazwyczaj dość marginalnie - pałętały się gdzieś po pokoju w bezpiecznej odległości od stołu a tym samym od serwowanych na nim zakąsek. Z pozycji osoby niewiele odrastającej od podłogi, a na dodatek regularnie przeganianej do pomieszczeń dla dzieci przeznaczonych mogłam jednak całkiem wyraźnie zaobserwować pewną powtarzalność w zakresie serwowanych u ciotki dań. Była sałatka jarzynowa - której dzieci w akcie łaski dorosłych mogły doświadczyć, był tatar, którego doświadczać nie chciały, były jajka w majonezie, na tym samym stole była również karpatka i murzynek, marynowane grzybki, paluszki i czasem śledzik z cebulką. Wszystko uwalniało niepokojącą symfonię aromatów, z których łakome dziecię bardzo precyzyjnie wyławiało obiekty swego potencjalnego zainteresowania. Zwykle były to elementy słodkie - obficie doprawione pachnącą waniliną lub jakimś potwornie aromatycznym olejkiem zapachowym. Słodycze były narzędziem szantażu w rękach dorosłych - dziecko, otrzymawszy kolejny kawałek ciasta miało czym prędzej udać się do strefy małoletnich i tam celebrować słodką chwilę możliwie jak najdłużej...
Imprezy odbywały się u różnych ciotek i wujków ale zestaw dań we wszystkich miejscach był bardzo zbliżony.
W wyniku ewolucji kulinarnej jaka nastąpiła w połowie lat 90tych u cioci na imieninach pojawia się PIZZA (!!!) A w zasadzie twór pizzokształtny, który z każdą kolejną imprezą będzie się przeistaczał aż w końcu osiagnie formę bardziej zaawansowaną, wciąż daleką jednak od swego prototypu z nieznanej Italii. Pizza u Cioci jest ogromna. Zapieczona w prostokątnej blasze, przy czym ciasto w przekroju liczy sobie co najmniej 5 centymetrów. Pizzę pokrywa pierzyna z tartego sera Podlaskiego oraz aromatyczna warstwa pieczarek podduszonych z cebulką, względnie puszkowany ananas. "Jaka pyszna pizza" - goście chwalą - "... i jak cudownie wyrośnięta!" Wszyscy proszą o przepis, dzięki czemu twór pizzopodobny w niedługim czasie zawojuje wszystkie imprezowe stoły w granicach województwa.
Nasz imprezowy bufet współczesny zapomniał o pizzy na grubaśnym spodzie ( chyba się z tego cieszę, mimo wszystko), przyjął natomiast z dużą otwartością specyfiki z krajów dalszych i najdalszych. Często zatem na jednym stole znajdziemy po trosze kuchni orientalnej, meksykańskiej, włoskiej, francuskiej, hiszpańskiej, no i polskiej. Modne stały się rodzaje zakąsek, które nie generują potrzeby użycia sztućców, przyznam, że i ja poddałam się temu nurtowi, dlatego chętnie robię na imprezę dipy, które serwuję ze świeżymi warzywami. Z dipem po raz pierwszy zetknęłam się rzecz jasna na przyjęciu imieninowym u jednej z ciotek, wówczas był to dip curry, który niezwykle przyjemnie się zajadało nurzając w nim marchewkę.
Dziś przedstawiam dwa sprawdzone dipy. Banalne w przygotowaniu i znakomite na karnawałową imprezę albo imieninową prywatkę.
W blenderze miksujemy orzechy wraz z czosnkiem i ziołami, następnie dodajemy oliwki i ser, solimy i miksujemy całość. Można miksować długo, by konsystencja dipu była aksamitna, ja wolałam pozostawić oliwkowe drobinki w dipie, więc miksowałam nieco krócej.
Niestety mimo, że przygotowanie dipów nie wymaga szczególnego zaangażowania, proces się dzieje sam, pod warunkiem, że dysponujemy odpowiednim zapleczem sprzętowym, to aby dip miał rację bytu trzeba do niego obrać jakąś tonę marchewki. Co tu kryć, to dość żmudne zajęcie, ale marchewka zanurzana w tych dipach smakuje najwyborniej więc nie ma wyjścia. Na drugim miejscu polecam kalafiora sparzonego przez 3 minuty we wrzątku. Na trzecim plastry wielokolorowej papryki. Niektórzy lubią zanurzać cykorię i seler naciowy, mnie jednak w tych połączeniach nie urzekają.
Nasz imprezowy bufet współczesny zapomniał o pizzy na grubaśnym spodzie ( chyba się z tego cieszę, mimo wszystko), przyjął natomiast z dużą otwartością specyfiki z krajów dalszych i najdalszych. Często zatem na jednym stole znajdziemy po trosze kuchni orientalnej, meksykańskiej, włoskiej, francuskiej, hiszpańskiej, no i polskiej. Modne stały się rodzaje zakąsek, które nie generują potrzeby użycia sztućców, przyznam, że i ja poddałam się temu nurtowi, dlatego chętnie robię na imprezę dipy, które serwuję ze świeżymi warzywami. Z dipem po raz pierwszy zetknęłam się rzecz jasna na przyjęciu imieninowym u jednej z ciotek, wówczas był to dip curry, który niezwykle przyjemnie się zajadało nurzając w nim marchewkę.
Dziś przedstawiam dwa sprawdzone dipy. Banalne w przygotowaniu i znakomite na karnawałową imprezę albo imieninową prywatkę.
dip oliwkowy:
pół szklanki orzechów włoskich,
ząbek czosnku,
świeża bazylia,
świeże oregano (opcjonalnie) ,
pół szklanki oliwek zielonych + nieco płynu oliwkowego,
biały ser mielony 200 g,
sól
W blenderze miksujemy orzechy wraz z czosnkiem i ziołami, następnie dodajemy oliwki i ser, solimy i miksujemy całość. Można miksować długo, by konsystencja dipu była aksamitna, ja wolałam pozostawić oliwkowe drobinki w dipie, więc miksowałam nieco krócej.
dip paprykowy:
2 duże papryki,
1 opakowanie polskiej fety (tej krowiej z kartonika, ma znakomitą konsystencję)
Paprykę kroimy na ćwiartki, układamy na blasze skórką ku górze i wstawiamy do piecyka nagrzanego do 200 stopni. Po 30 minutach, gdy paprykowa skóra się delikatnie przypali, wyjmujemy z piekarnika i obieramy. Skórka łatwiej odejdzie, gdy zawiniemy opieczone papryki w folię spożywczą i w niej pozwolimy im ostygnąć. Następnie wrzucamy paprykę do malaksera, miksujemy na wysokich obrotach, gdy powstanie spójny paprykowy sos dodajemy polską fetę i miksujemy jeszcze przez chwilkę.
Niestety mimo, że przygotowanie dipów nie wymaga szczególnego zaangażowania, proces się dzieje sam, pod warunkiem, że dysponujemy odpowiednim zapleczem sprzętowym, to aby dip miał rację bytu trzeba do niego obrać jakąś tonę marchewki. Co tu kryć, to dość żmudne zajęcie, ale marchewka zanurzana w tych dipach smakuje najwyborniej więc nie ma wyjścia. Na drugim miejscu polecam kalafiora sparzonego przez 3 minuty we wrzątku. Na trzecim plastry wielokolorowej papryki. Niektórzy lubią zanurzać cykorię i seler naciowy, mnie jednak w tych połączeniach nie urzekają.
Najsmaczniejszego!!
Rewelacyjny pomysł takie dipy. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, na dodatek wielokrotnie sprawdzony ;) Polecam!
UsuńŚwietny pomysł i nie tylko na imprezkę:-)
OdpowiedzUsuńTak, masz rację, fajnie się macza wieczorową porą, przed telewizorem i dzieci też lubią tę formę posiłku o kazdej porze... bardzo uniwersalne są te dipy. pozdrawiam!
UsuńJakże podobne menu gościło u naszych ciotek na imieninach.
OdpowiedzUsuńAle u mojej pizzy nigdy nie było.
Nie posunęła się tak daleko.
Podlaski i ananas plus grube ciasto - brrrrr...
Podobne dipy chętnie znajduję nie tylko na imprezowym stole.
Są pyszne!
Monumentalna pizza była kapitalna, nie miała co prawda wiele wspólnego z tą prawdziwą, przypominała raczej przerośnięte bułczysko z serem, ale wówczas nieznany był nam oryginał, więc ta wersja była jedyną a zatem najlepszą :) A w kwestii menu u ciotek, szczególnie zapisał się w mej pamięci miks zapachów od śledzika, po murzynka, jakże typowy dla tej okoliczności! ściskam najgorecej!
UsuńBardzo apetyczne dipy :) Wydaje mi się, że w pewnym okresie w całej Polsce imieniny u cioci (ta wersja przed transformacją) wyglądały bardzo podobnie. Pamiętam praktycznie te same potrawy dodałabym tylko śledzie w pitfasie z gotowanymi ziemniakami.
OdpowiedzUsuńU mojej cioci śledź też się pojawiał - obok murzynka lub ulubionej przeze mnie karpatki (bliskie sąsiedztwo cebuli i ciast było niejaką normą). Z ogromnym sentymentem wspominam tamte imprezki. Dipy co prawda nie uświetniały przyjęcia, ale i tak było świetnie. serdeczności!
UsuńJako dziecko zawsze wybierałam sałatkę jarzynową, która była bezpieczną pozycją na imieninach cioci. A że dziecko było ze mnie bardzo wybredne, rzadko kiedy próbowałam cokolwiek innego ;)
OdpowiedzUsuńDipy świetne w swojej prostocie :)
Ściskam :)
...to ani murzynka ani karpatki nie tknęłaś nawet? Dla mnie to one były przedmiotem najintensywniejszego pożądania, sałatka to było tylko niezbędne entre, by wydano mi ciacho bez większych problemów :)
UsuńBardzo fajny pomysł z tymi dipami i nie tylko na imprezy:-) Piękne zdjęcia:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Marzena, dipy są niezwykle uniwersalne, masz rację... i łatwe w przygotowaniu. Jedyny manakment to ta marchewka, którą obrać trzeba - tego nie lubię ale dla dobra sprawy skrobię, skrobię i skrobię od lat ;)
OdpowiedzUsuńDipy podawane z pokrojonymi warzywami, mniam.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa! Są niezwykłe, potrafią znikać w oczach..:)
UsuńSuper pomysł z dipami :) Wyglądają super :)
OdpowiedzUsuńSą super, Beti! Dzięki za odwiedziny! serdeczności wysyłam!
UsuńSą super, Beti! Dzięki za odwiedziny! serdeczności wysyłam!
UsuńŚwietny blog :))
OdpowiedzUsuńCiekawy post ;] Podoba mi się !!!
Życzę miłego weekendu.
Zapraszam również do mnie :)
I na moją stronę https://www.facebook.com/pages/In-another-light/413836138693856
Za polubienie byłabym ogromnie wdzięczna !
Dzięki za miłe słowa Patrycjo, pewnie, że chętnie zobaczę Twoje zdjęcia, już lecę do Ciebie!!
Usuńteż czasem przyrządzam dipy, ten z orzechami bardzo chętnie wypróbuję !
OdpowiedzUsuńFajny jest, można spróbować też z czarną oliwką, u mnie były zielone. To coś w stylu tapenade, z tym, że z dodatkiem sera białego, by maczać można było, a nie tylko smarować. Polecam!
Usuńja robiłam na Sylwestra właśnie tez z białym serem, ale z dodatkiem czosnku i suszonych pomidorów
Usuńdo tego upiekłam paluszki grissini
ale pomysł z warzywami zdecydowanie fajniejszy!
http://czeresniowakuchnia.blogspot.com/2013/01/pysznego-nowego-roku.html
Usuńdrugi dip robiłam z pesto
UsuńZa mną chodzi dip pomidorowy, więc ten Twój bardzo do mnie przemawia, tym bardziej, że mam zastępy słoików z domowymi szuszonymi. Są pyszne!
UsuńCudne:)
OdpowiedzUsuń...i pyszne na dodatek!! ;)
Usuń