Cudownie wspominam wszystkie nasze śniadaniowe celebracje, na które jest pora w weekendy, w święta oraz podczas wakacji. Śniadania odbywają się o kompromitująco późnej porze, towarzyszy im wyborny nastrój, najpierw herbatka, potem kawka, w między czasie "Kochanie! Jajko na miękko czy jajecznica?". Jest pyszne pieczywo, zwykle jakaś fajna sałatka lub twarożek oraz sezonowe warzywa i talerz rozmaitości. Jest w czym wybierać, bo stół z okazji śniadania zastawiany jest po brzegi.
Śniadania wyjazdowe są tym ciekawsze, że trzeba swą zwyczajowość dostosować do lokalnych uwarunkowań, czasem dobór składników okazuje się być wyzwaniem, ale częściej bywa, że bez najmniejszych problemów tworzymy wyborne menu śniadaniowe z dala od domu. W wakacyjnych okolicznościach jadamy śniadania na tarasie bądź przed domem, wówczas smakują najlepiej. Najczęściej gdzieś między jajkiem na miękko a kolejną kanapką zaczynają nas mijać inni letnicy, spoglądając na nas z niejakim zaciekawieniem, przechodzącym nierzadko w niedowierzanie, mijając nas rzucają niezobowiązujące Bonjour! Hello!, Hola!, Buon giorno! po czym wskakują do całkiem solidnie nagrzanego już basenu. Nasi cudowni belgijscy znajomi opisali nam dokładnie poziom zdziwienia wynikający z obserwacji naszych śniadaniowych zwyczajów. Siedząc nad basenem (opalając się rzekomo) spozierali na nas zza ciemnych okularów i nie mogli się nadziwić ile uwagi przykładamy do pierwszego wciągu dnia posiłku. Najpierw pół godziny przygotowań, zastawiania stołu, krojenia pomidorków, donoszenia nieskończonych ilości jedzenia, potem godzina celebracji i jeszcze kawka i nieraz mały deserek. Gdy opisali nam zjawiskowość tego naszego obyczaju dotarło do mnie, że wszędzie gdzie byliśmy do tej pory mogliśmy wzbudzać podobną sensację wszak śniadaniowa celebracja wpisana jest w naszą tradycję w sposób znacznie bardziej rzucający się w oczy niżeli w innych krajach. Także, w momencie gdy inni zdołali już spalić swe klaty i lica w przedpołudniowym słońcu, połączyć się z pracowym serwerem i wysłać szereg potwornie pilnych wiadomości, wyjść i wrócić z cudownej przechadzki po okolicy my wciąż raczyliśmy się śniadaniem i nigdy nie zdarzyło się nam żałować tak spędzonego czasu.
Wczoraj na naszym stole nastąpiło wykwintne śniadanie z pogranicza kultur, na stałe wpisane w krajobraz kulinarny wschodnich rejonów Polski. Cudowne bliny gryczane, kawior, a aby rozpusta była kompletna do tego szampan!! Nie jadamy takich śniadań często ale mieliśmy swoje wewnętrzne święto, zatem była okazja na tę śniadaniową wersję deluxe.
Zanim przystąpiłam do realizacji mojej śniadaniowej misji przestudiowałam dość rzetelnie literaturę faktu i zauważyłam, że przepisów na bliny jest wiele, jest wiele ich odmian i metod serwowania. W mojej ulubionej książce Pani Szymanderskiej bliny poleca się jeść z pomoczką nie z kawiorem wcale. Jednak ja się uparłam, ze moje z kawiorem będą i że szampan im powtóruje zatem oparłam się na przepisie zamieszczonym w książce "Tradycje Polskiego Stołu" oraz bardzo zbliżonej recepturze jaką podaje Pani Applebaum-Sikorska w przepisach z jej pięknego ogrodu w Chobielinie.
składniki na liczbę imprezową:
Wczoraj na naszym stole nastąpiło wykwintne śniadanie z pogranicza kultur, na stałe wpisane w krajobraz kulinarny wschodnich rejonów Polski. Cudowne bliny gryczane, kawior, a aby rozpusta była kompletna do tego szampan!! Nie jadamy takich śniadań często ale mieliśmy swoje wewnętrzne święto, zatem była okazja na tę śniadaniową wersję deluxe.
Zanim przystąpiłam do realizacji mojej śniadaniowej misji przestudiowałam dość rzetelnie literaturę faktu i zauważyłam, że przepisów na bliny jest wiele, jest wiele ich odmian i metod serwowania. W mojej ulubionej książce Pani Szymanderskiej bliny poleca się jeść z pomoczką nie z kawiorem wcale. Jednak ja się uparłam, ze moje z kawiorem będą i że szampan im powtóruje zatem oparłam się na przepisie zamieszczonym w książce "Tradycje Polskiego Stołu" oraz bardzo zbliżonej recepturze jaką podaje Pani Applebaum-Sikorska w przepisach z jej pięknego ogrodu w Chobielinie.
składniki na liczbę imprezową:
2 szklanki mąki pszennej,
1,5 szklanki mąki gryczanej,
2 szklanki mleka,
30 g drożdży,
3 białka,
sól,
cukier (łyżeczka),
nieco stopionego masła,
do podania:
kwaśna śmietana 18%,
nieco cytryny,
czarny kawior
Na dwie godziny przed planowanym śniadaniem przygotowujemy ciasto, rozrabiamy drożdże z ciepłym mlekiem i cukrem, następnie dodajemy oba gatunki mąki, mieszamy dokładnie. Odstawiamy w ciepłe miejsce do podrośnięcia - najlepiej w dużej misce, gdyż ciasto rośnie w oczach :) Po tym czasie ubijamy pianę z białek, łączymy z wyrośniętym ciastem, solimy całość po czym smażymy na średnim ogniu, smarując patelnię niewielka ilością stopionego masła. Kopczyk usmażonych placuszków wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 100 stopni i wyjmujemy bezpośrednio przed podaniem. Bliny są najlepsze na ciepło. Ozdabiamy każdą porcję łyżką kwaśnej śmietany i kawiorem, możemy też delikatnie skropić je cytryną.
Otwieramy szampana lub jakieś fajne wino musujące i voila!!
Ciasto wyszło według mnie rewelacyjnie, każdy placuszek przypominał kształtną gąbczastą poduszeczkę, doskonale wyrośniętą i pełną smaku. Moja Połówka nie była niestety szczególnie zachwycona tym carskim śniadaniem, chyba aromat gryczany w plackach nie bardzo mu przypadł do gustu, dlatego poprzestał na dwóch i zaczął rytualne, niekończące się wycieczki w stronę lodówki i z powrotem. Wszystko wróciło do normy, zjadłam blinów stanowczo za dużo, czego można się było spodziewać, jedno z moich dzieci ochoczo wsuwało wersję z samą śmietaną, drugie podobnie jak tata wybrało kanapki. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, więc na tym poprzestanę.
Zjadłam, popiłam szampanem, teraz czuję się jak rasowa kulinarna rozpustnica. Bogini Nigella byłaby ze mnie dumna, a gdyby to śniadanie nastąpiło na jakimś letniskowym tarasie, z pewnością dosiadłyby się do nas tłumy i z lubością celebrowałyby te niecodzienne smakołyki, mimo, że tradycja ich do tego zupełnie nie zobowiązuje.
wczoraj na sklepowej półce widziałam gryczaną mąkę i tak sobie pomyślałam o blinach, których nigdy nie jadłam. mogłam ją jednak kupic!
OdpowiedzUsuńNic straconego, kupisz przy następnej okazji, a jeśli masz dobry mikser możesz ją zrobić z kaszy gryczanej samodzielnie, jak radzi Magda :) Bliny są znakomitą opcją na imprezę, trzeba tylko je wyłowić w ostatniej chwili z piecyka, gdy są zimne wiele tracą. pozdrawiam!!
UsuńKocham takie śniadaniowe rozpusty!
OdpowiedzUsuńPrawdziwa uczta bogów.
A u mnie bliny gryczane z kawiorem były na wigilijnym stole.
Wszystkiego pysznego!
Domyślam się Amber, że Twoja Wigilia zaskoczyła niejedną niebanalną potrawą! U mnie poza fioletowymi pierogami, było mocno tradycyjnie. Bliny pokochałam w tej odsłonie, wcześniej już je robiłam ale nie wychodziły tak pysznie jak tym razem. Najlepszości z okazji jutrzejszego święta!!
UsuńJa w końcu dostałam mąkę gryczaną i też przygotuję wkrótce bliny! ;)
OdpowiedzUsuńNie trzeba zaraz kupować mąki. Jeśli masz blender można mąkę zrobić samemu z kaszy gryczanej.
UsuńMalwinka, polecam Ci ten przepis, wyszły idealnie, tak jak dobre pieczywo po przyciśnięciu po chwili wracały do kształtu wyjściowego. Idealnie wyrośnięte. To niesamowite jak wiele zdziałać możemy w kuchni, dzięki cierpliwości!! Dziękuję za odwiedziny! Zapraszam jak najczęściej!!!
UsuńŚliczne Ci wyszły! Ogólnie uwielbiam bliny, za różnorodność. Niby taka prosta rzecz, a cieszy. Mam kilka przeróżnych sprawdzonych przepisów z drożdżami i bez, z samą mąką gryczaną itd., ale takiego jeszcze nie znałam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż robiłam je już kilka razy, ale tym razem byłam bardzo zadowolona bo struktura ciasta była perfekcyjna. Będę je robić na imprezę, tu trochę przesadziłam z ilością, z podanych składników można wykarmić tłumy a przecież robiłam je w celach śniadaniowych dla zaledwie czterech osób!!!
UsuńPotwierdzam, bliny są bardzo wydajną przekąską imprezową. Przy okazji wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
UsuńGenialne! Bliny i podejście do śniadania :) Uwielbiam śniadania i jeśli tylko mam czas na godne go spożywanie, jestem w siódmym niebie!:)
OdpowiedzUsuńJa w tygodniu nie jadam śniadań w sposób godny i ogromnie nad tym ubolewam, zwykle zabieram mniej lub bardziej udane porcje czegokolwiek do pracy i jem bez szczególnego namaszczenia. Dlatego w weekendy i na wakacjach celebruję ten posiłek ile się da. :)
UsuńBliny są znakomite, tym razem wyszły bardzo puszyste i leciutkie. Kawior i kwaśna śmietana cudownie im wtórowały. Dziękuję za odwiedziny, za zaproszenie i serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńprawdziwie królewskie śniadanie! wspaniale to wszystko wygląda, szampan na śniadanie, to dopiero rozpusta :)
OdpowiedzUsuńWiem, jestem zepsuta do szpiku :) ale w końcu raz się żyje!!! Bliny mają bardzo przyjemną konsystencję, to doskonałe rozwiązanie na szczególne okazje. Bardzo Cię pozdrawiam.
UsuńAga! Królewskie śniadanie! Wpraszam się bez pytania:) I życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Anno-Mario, zawsze jesteś mile widziana zatem zapraszam! Ten przepis gwarantuje ilości nie do przejedzenia, przystępując do realizacji całkowicie pominęłam kwestię potencjalnej liczebności placuszków :) Baw się dobrze w sylwestrową noc a Rok niech piękny, zdrowy i smaczny będzie!!!
UsuńChodzą za mną takie smaki, super!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
To daj się dogodnić tym smakom!! Są warte by je przyjąć pod swój dach :) bardzo pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAga, u Ciebie jak zwykle smacznie i pięknie! Życzę, żeby w Nowym Roku było równie cudownie, a wiem, że będzie :)
OdpowiedzUsuńPostaram się by było ;) Dzięki Natalia!! Tobie życzę aby było pięknie smacznie, zdrowo i byś jak najczęściej mogła w tym roku odwiedzić ukochaną Stróżę a potem raczyć nas widokówkami zapierającymi...
Usuńcmok wawelski!
Twoje bliny są również urocze:-). Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku:-)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie ostał się ani jeden... Ciepło pozdrawiam!
Usuńno noo, coś innego;)
OdpowiedzUsuńNormalnie Olala!! Czyż nie? Czasem jest czas na taką rozpustę. Bardzo miło Cie widzieć. pozdrawiam!
UsuńUwielbiam bliny, a z kawiorem i szampanem to iście arystokratyczne śniadanie.
OdpowiedzUsuńW końcu raz się żyje!! Kawior nie był z bieługi więc nie wspięłam się na arystokratyczne wyżyny w stu procentach :) Bardzo Cię pozdrawiam!
UsuńA niech mnie! Znowu u Ciebie powalająca pyszność!;) Co zajrzę, to jakiś kulinarny oryginał na horyzoncie!;))) Dobrego Nowego Roku Kochana i cieszę się, że beza znów triumfowała u Ciebie! A do sufletu gorąco namawiam!;)
OdpowiedzUsuńTwoja rekomendacja wprawia moje zamysły w czyn, zatem byc może suflet się stanie. Bliny - jeśli nie robiłaś, to koniecznie spróbuj - są szałowe!! całusy!
UsuńNo tak. Mogłam się tego spodziewać!
OdpowiedzUsuńCzytanie Twoich postów w okolicy pory obiadowej (ale jeszcze przed posiłkiem) to istny masochizm. Lecz chyba nie byłabym sobą, gdybym właśnie wtedy - kiedy już kiszki marsza zaczynają mi w brzuchu grać, a żołądek przywierać do krzyża - nie zabrała się za lekturę idącą (oczywista) w parze z wizualizacją moimi kubkami smakowymi:) Bliny jak marzenie! A zdziwieni obcokrajowcy - niech się obejdą smakiem:)
Mam nadzieję, że udało Ci się oderwać żołądek od krzyża za pomocą jakiejś fajnej obiadowej strawy, chociaż wiem, że w robo bywa z tym trudno. Bliny zafunduj sobie na kolację albo weekendowe śniadanie, jak ja. Uwielbiam czytać te Twoje pozytywne komentarze!!! Całusy!
UsuńRzeczywiście W Polsce mamy taką celebrację śniadanie, kiedy inni na szybko zajadają croissanta z kawą. A ja uwielbiam zwłaszcza, te niedzielne rodzinne śniadania, kiedy możemy siedzieć nawet 2 godziny przy stole i rozmawiać. Bliny już dawno chciałam zrobić, a te Twoje są niezwykle obiecujące :)
OdpowiedzUsuńTeż to uwielbiam... zawsze czekam na to weekendowe śniadanie na pełnym luzie, o porze dowolnej, czasie trwania dowolnym i nieograniczonej inwencji w zakresie serwowanych składników. Bliny dobre na tę okazję jak najbardziej choć na imprezę też się sprawdzą. Polecam i dzięki, że wpadłaś :)
Usuń