Gdyby ktoś sfilmował mnie ukradkiem, najlepszym podkładem do tego, co utrwalone by zostało byłaby muzyczka z Benny Hilla…
Wojownicy Jedi dysponowali w walce mieczem świetlnym, rzymscy legioniści używali krótkiego gladiusa, barbarzyńcy stosowali włócznie i sztylety, Mel Gibson miał berettę, moją bronią jest od kilku dni rura od odkurzacza. Jest bronią tyleż niespotykaną, co skuteczną. Włączam maszynę na najwyższy poziom ssania i odkurzam nią powietrze, szczególnie precyzyjnie traktując kuchnię i przestrzenie ponad paterami na owoce ustawionymi w jadalni. Intruz, mimo niewielkich rozmiarów jest nader kłopotliwy, mnoży się w zastraszającym tempie, z lubością anektuje zawartość kieliszka - im wino bukiet ma bogatszy, tym większe zainteresowanie wzbudza, siada na wszystkim, co do jedzenia się nadaje, przeszkadza w posiłkach, jest najpaskudniejszym przejawem wczesnej jesieni i co roku, zjawia się nieproszony. Dzięki Magdzie odkryłam rewolucyjną metodę zwalczania owocówek za pomocą odkurzacza, nic nie szkodzi, że czynność odkurzania powietrza wydaje się idiotyczna - małe muszki wciągają się co do jednej, potem wystarczy jedynie zatkać rurę odkurzacza i…. pozamiatane! Gdy jakieś istoty cudem ocaleją ( niewciągnięte ) czynność należy powtórzyć za dwa dni. Metodę polecam wszystkim tym, którzy muszek owocówek nie znoszą równie mocno jak ja.
A teraz, w przyjaznej, całkowicie wolnej od muszek atmosferze pragnę polecić ciasto, które wykonywałam już kilkakrotnie bazując na przepisie z Moich Wypieków . Tę zmodyfikowaną nieco wersję przedstawiam z lubością, bo łatwa, przyjemna i smakowita. W sam raz na jesień, a wierzchnie okrycie z serka mascarpone potęguje przyjemne doznania. Zapraszam!
składniki ciasta:
2/3 szklanki mąki pszennej,
1/2 szklanki drobnego cukru,
2 jajka,
łyżeczka proszku do pieczenia,
łyżeczka sody oczyszczonej,
1/3 szklanki oleju rzepakowego,
3 średniej wielkości marchewki starte na grubej tarce albo by było szybciej w malakserze,
łyżeczka cynamonu,
spora szczypta mielonych goździków,
spora szczypta gałki muszkatołowej,
garść orzechów włoskich,
garść pistacji - najlepiej siekanych
na wierzch:
serek mascarpone - duże opakowanie
połówka cytryny, dwie łyżki cukru,
posiekane pistacje
To jest ciasto bez filozofii. Nie da się go zepsuć, lekkie zachwianie proporcji nie zrobi mu krzywdy. Wszystko należy wymieszać w misce i przelać do okrągłej formy o średnicy 20-23 cm. Pieczenie odbywa się w temperaturze 175 stopni przez 45 minut. Po wystudzeniu ciasta - nie wcześniej!!!! można je przybrać i jest to jak najbardziej wskazane pokryciem z serka mascarpone. W tym celu serek mieszamy z sokiem z cytryny i skórką z niej otartą oraz cukrem. Gdy tak powstały krem rozsmarujemy na wierzchu ciasta, można je dodatkowo ozdobić skórką z cytryny/pomarańczy lub siekanymi orzechami. Jak kto lubi. Cisto ekspresowe i banalne. Warte by podać dalej, a do jesieni pasuje wybitnie!
Aga,
OdpowiedzUsuńja jakoś przetrwałam erę muszek owocówek.
Dla mnie są nieodłącznym składnikiem lata i wciąż fascynuje mnie ich nieustająca żywotność.
A ciasto bym bardzo chętnie zjadła.
Stronię ostatnio od słodkiego,ale tęsknota kwili i doskwiera...
Jak to? To na Biegunie Południowym ich już nie ma, już po sezonie na owocówki? U nas zatrzęsienie (przed odkurzaniem) i wiem, że u sąsiedztwa również. Marchewkowe z cytrynowym mascarpone, to taki zdrowszy słodycz, więc może się jednak skusisz… ;)
UsuńDziewczyno, Twoje wstępy do przepisów to uczta intelektualna! Dzisiaj gladius powalił mnie na łopatki (nie mówiąc o idolu mych dziewiczych lat Mad Maxie i Riksie w jednym). A owocówki trzeba przeczekać - są francowate, ale przynajmniej mało obleśne. Co do ciasta się nie wypowiadam, bo należę do wynaturzeńców nielubiących słodkiego. Ot, skarał mnie Bozia na stare lata...
OdpowiedzUsuńMarzyniu, po moich studiach, dobra jestem nie tylko w broni, ale i typologię tnących wyrobów krzemiennych mam nieźle opanowaną ;) beretta i gladius to mały pikuś! A Twoja przypadłość z pewnością Ci służy, liczę, że mi kiedyś też się taka przydarzy...
UsuńNo to jakieś Ty siostro, studia kończyła?!
UsuńArcheologię, wykopać potrafię więc nie tylko kartofle ale i wiele innych ciekawych rzeczy… jestem też niezła w rysowaniu ludzkich szkieletów. O, takie się ma talenta!
UsuńUszszsz, szacuneczek! Jam jest po historii, ale archeo wszak jest nauką pomocniczą ;-) Niemniej znać humanistę z ginącego gatunku... Po zdjęciu profilowym mniemałam, żeś z jakiejś Stajni Modelek czy cóś... alem ja z pokolenia, co czytać między wierszami potrafi i nie z kultury obrazkowej, więc nie zważam na dizajny (absolutnie nie dotyczy to zewnętrznej Twej powłoki!), tylko na treść i formę przekazu. I już na tym zakończę, bo już się sadzę na mentora (samozwańczego!), ale to tylko z radości, że spotkałam w sieci blogerkę kulinarną - humanistkę :-)
OdpowiedzUsuńCałuski serdeczne - Marzynia
Stajnia Modelek… dobre! Bądź moim mentorem i zapodaj mi najlepszy przepis na barszcz w takim razie, jestem jego ogromną entuzjastką, a pora roku każe inwestować w buraki ;)
UsuńAguś, ciasto pychota! Ja od lat zwalczam te małe paskudztwa odkurzaczem, i rozstawiam takie łapki w szklankach z wody, octu i płynu do mycia naczyń, też bardzo skuteczne :)
OdpowiedzUsuńCzyli jest cała wielka społeczność muchowciągaczy, to dobrze :) Marchewkowe jest wspaniałe i bardzo korzenne.
UsuńHa! Ha!
OdpowiedzUsuńJa też ich nie lubię, najbardziej, kiedy częstują się winem z mojego kieliszka,
i walczę tą samą metodą, która jest niezawodna.
A z marchewkowym to mam taki problem,
że jest z proszkiem do pieczenia, którego też nie lubię,
ale chętnie obliżę łyżeczkę po mieszaniu serka;)
Oblizuj zatem, ja czasem używam proszku i nie jest mi po nim źle. Mucha w kieliszku to straszna sprawa, ale już lada chwila chwycą mrozy i do kolejnej jesieni będzie spokój z owocówkami...
UsuńOchy i achy dla Twojego ciacha! Tak go pięknie uwieczniłaś, że ślina leje się niebotycznie! Już dawno nie robiłam...;)
OdpowiedzUsuńJa też miałam dłuższą przerwę, ale będąc niedawno w Anglii widziałam marchewkowe ciacha giganty i jakoś nie mogłam przestać o nich myśleć, więc dałam się ponieść chętce, a co mi tam!!
UsuńAguś, to ciasto moich marzeń, nie uwierzysz, ale jeszcze nigdy nie robiłam ciasta marchewkowego!
OdpowiedzUsuńW sobotę wybieram sie do moich dzieciątek , zrobię dokładnie jak piszesz , wierzę iż pysznie smakuje.
Miałam w planie wyłącznie sernik, ale zrobię jeszcze tę wspaniałą " karotkę". Corka robi ciasta z marchwią , teraz na mnie kolej.Pozdrawiam i cieszę się, że ze smakiem wracasz po przerwie .
Ależ ja wciąż jestem, przerwa była ledwie delikatna - dorwał mnie kryzys pisarski, nie tyle kulinarny :) Marchewkowe zrób koniecznie i przykryj je kołderką z mascarpone - zapachy zawładną każdym kątem w Twoim domu :)
UsuńAguś ,obiecałam zrobić ciasto wg Twojego przepisu, ale buszowanie w sieci zaowocowało innym wypiekiem, choć impulsem do mojego pierwszego razu była wizyta na Twoim blogu. Dziękuję
UsuńWyszło Ci piękne!
UsuńNa mnie zazwyczaj działa kilka źródeł w tym samym momencie - trochę zjem na mieście lub u kogoś trochę podpatrzę na blogach, trochę odkryję w książce… potem tylko wyciągam średnią i robię z tego swoją wersję. Niemal nigdy nie biorę receptur 1:1, zawsze więc z niepokojem czekam na efekty - czy wyjdzie z tego kombinowania coś dobrego, czy klapa? Food Network też nie raz mnie zainspirowało, to fajne miejsce :)
Marchewkowce wszelie uwielbiam :)! Twoje wygląda pięknie :)!
OdpowiedzUsuń