Skorzonera to dziwne zjawisko - wygląda zupełnie niepozornie, powiedziałabym nawet, że zniechęcająco - niczym korzeń jakiejś rabatowej byliny, ciemna skórka sprawia wrażenie umorusanej w ziemi. Jest brzydka i imię ma zupełnie dziwaczne S-K-O-R-Z-O-N-E-R-A, gdzie 'rz' czyta się rozłącznie, wiedząc to z dwojga złego wolę używać nazwy alternatywnej 'wężymord' - skadinąd też niezbyt wdzięcznej. W kuchni staropolskiej wężymord był poważany, szczególną popularnością cieszył się w XIX wieku, dziś powraca do łask. Od jakiegoś czasu ów dostępny jest w Gospodarstwie Państwa Majlertów i dziś mimo pewnej obawy, zakupiłam kilka korzeni, w nadziei, że mi zasmakują. Przygotowałam je najzwyczajniej, po polsku, chociaż można z nimi różne cuda wyczyniać - zapiekać przecierać, nurzać w sosach rozmaitych. Spodziewałam się, że korzeń będzie włóknisty, miło zaskoczyła mnie cudowna, mięciutka, rozpływająca się konsystencja wężymordu i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nazywanie go zimowym szparagiem jest w pełni uzasadnione - wężymord to arystokrata - w brzydkim wierzchnim okryciu, ale bezsprzecznie arystokrata! Wbrew podejrzeniom nie ma nic z pietruszki, smakuje nadzwyczajnie i zaskakująco delikatnie. Będę kupować i serwować z rozkoszą!!
0,5 kg wężymordu
łyzka soli,
łyzka cukru,
łyżka masła,
bułka tarta
połówka cytryny do wstępnej obróbki
Wężymord obrać należy ze skórki, założywszy przedtem jednorazowe rękawiczki, bo paskudzi ręce kleista substancją. Następnie obrane, bielutkie korzonki wrzucić warto do miseczki z wodą i sokiem z cytryny by nie ściemniały. Tak przygotowaną skorzonerę gotować należy w osolonej i pocukrzonej wodzie przez kwadrans- do 20 minut. Po wyłowieniu zaś potraktować bułką podsmażoną z masełkiem.
Jadłam skorzonerę, gdy byłam mała. Nie smakowała mi. Ale nie smakował mi także szpinak i brukselka, a dziś je uwielbiam,więc gdy tylko wyczaję gdzieś tę cudną mordę, to kupię, bo tak udatnie zareklamowałaś, że trudno oprzeć ;-)
OdpowiedzUsuńMorda średnio cudna, że tak powiem, z wyglądu... za to do smaku przyczepić się nie mogę, już mam ochotę zaserwować ją z holenderskim albo z wytrawnym lemon curd, który uwielbiam. Coraz jej więcej w różnych miejscach, więc pewnie niebawem w łapki Ci wpadnie :)))
UsuńObracałam w rękach długaśne korzenie skorzonery, wąchałam, dumałam jak przyrządzić, a sprzedająca podejrzliwie patrzyła na mnie , tak było trzy tygodnie temu na dużym Kleparzu w Krakowie (Kleparz tylko może być w Krakowie :) )
OdpowiedzUsuńByłabym bardziej zdecydowana, gdybyś wcześniej zamieściła swoje doświadczenie, Agatko, z wężymordem , czy ...mordą. Ufam Twoim kubkom smakowym i pewnie kupię to arystokratyczne warzywo.Może wymyślę coś nowego. :)))
Tak to jest, też podchodziłam do niej jak do jeża bo brzydka i jakoś jej nie ufałam, w końcu się przekonałam i teraz Ciebie przekonać mogę, że wężymordu czy mordy bać się nie należy :)
UsuńI wygląda jak szparagi:-) Jestem ciekawa smaku;-)
OdpowiedzUsuńTak, w smaku niewiele ma ze szparaga, ale prezencja całkiem zbliżona :)
UsuńJadłam tylko raz bo jest tak trudno dostępna i po spróbowaniu zdziwiłam się bardzo, że w sezonie szparagowym szparagów pod dostatkiem a w sezonie skorzonerowym przepysznego wężymorda właściwie brak. Co do rozłącznego rz to nie takie złe w końcu w "zmarznąć" jest tak samo:)
OdpowiedzUsuńskorzonera przywodzi na myśl jakieś włoskie rody typu Sforza, ale chyba to jest po prostu nazwa łacińska i oznacza czarnoskórą, więc stąd pewnie to rozłączne 'rz' dla mnie dość nietrafione, jakoś imiona tej rośliny mi nie leżą ;) smak jak najbardziej natomiast :)))
UsuńMniam, bardzo lubię, w zeszłym roku urósł w maminym ogródku. Gorzej z obieraniem, bo bardzo brudzi :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńrękawiczki niezbędne, to prawda :)
UsuńFaktycznie,pyszne warzywo.Robiłem zapiekaną,w sałatkach z jabłkami,zupę,surówkę.
OdpowiedzUsuńTy to już chyba przerobiłeś w swoim życiu wszystko, na wszelkie sposoby :)
Usuńpojęcia nie mam gdzie mogę nabyć takie cudo, a chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńGosiu, nie wiem z którego rejonu Warszawy pochodzisz, wężymord do dostania u Państwa Majlertów przy ul. Czołowej, na Zielonym Jazdowie i zdaje się tez na ursynowskim Dołku bywa spotykany. Powodzenia z polowaniem na skor-zonerę :)))
UsuńOwszem :) Wczoraj Na Dołku kupiłam piękne okazy, właśnie szukam inspiracji :)
UsuńSuper! Wężymord to niepozorny ale niezwykły zarazem gość ;)
Usuńnie miałam okazji próbować, ale jak piszesz, że warto poszukam tego brzydala!
OdpowiedzUsuńBrzydal jest tego wart :)
UsuńCzy wężymord, czy skorzonera - założę się, że tak czy owak jest to ulubiona nazwa warzywa wszystkich obcokrajowców uczących się języka polskiego :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Cześć Martuniu, jak Ci się Maleństwo chowa? Jakże miło Cię widzieć!!! ;))) Skor-zonera nawet dla mnie średnio wymawialna, więc faktycznie można się zabawić kosztem obcokrajowców i zapodać ją im ją na deser po chrząszczu z Szczebrzeszyna ;) a najlepiej rozmawiać z nimi o wężymordzie zagryzając go przy okazji, posiłek osłodzi ich męki...
UsuńMaleństwo - istne żywe srebro, nie pozwala mi się nudzić :) Już tak dawno nie zaglądałam do blogosfery i do Ciebie, że doznałam szoku przeglądając Twoje ostatnie posty. Tak pysznie to wszystko wygląda, że czuję zapach jedzonka bez funkcji 5D w laptopie :) Zastanawiam się czasami, kiedy uda mi się reaktywować bloga...i jak nic zamiast światła w tunelu widzę buźkę Zośki, studia i pracę ;)
UsuńJeszcze nabierzesz apetytu na powrót :) z małą masz wiele do roboty, z czasem będzie coraz łatwiej. Wiem co mówię!!! Czekam na Twój powrót!
UsuńJa też nabyłam u moich 'Majlertów' i z spałaszowałam z rozkoszą wczoraj:)
OdpowiedzUsuńJesienne menu wiele ma uroku, choć samej jesieni osobiście nie trawię. Skorzonera fajna jest więc je się ją z rozkoszą. Rozkosznie Cię pozdrawiam!!!
Usuń