środa, 19 września 2012

pasta sojowa - na zdrowie


Załamanie pogody zwykle idzie w parze z delikatnym spadkiem naszej formy psychofizycznej. W moim przypadku, tym razem spadek sił witalnych okazał się być dość dotkliwy, niemniej nie spowodował on całkowitego zawieszenia działań kuchennych, wręcz przeciwnie.
Osłabiony organizm trzeba wspierać i dogrzewać dlatego od wczoraj w domu pachnie bigosem, ponadto powstała cudownie uzdrawiająca i witalizująca pasta do chleba, którą ochoczo wcinają zainfekowani jak i potencjalnie narażeni.



Pasta sojowa, zwana zwyczajowo przez członków rodziny pasztetem sojowym, była obecna w moim domu może nie od kiedy pamiętam, ale prawie. Pierwszy z nią kontakt zapisał się w mej pamięci w sposób niezwykle barwny. W początkach lat 90-tych, na szare ulice polskich miast zaczęły wypełzać pokaźne grupy dziwnie wesołych ludzi. Chodzili w kolorowych, przepięknych kieckach i z nieudawanym uśmiechem wyśpiewywali jakieś orientalne pieśni, przygrywając do tego na małych bębenkach. Było ich mnóstwo, od wybrzeża po Tatry, w Warszawie wpisali się dla mnie na stałe w krajobraz pewnych miejsc. Szli, zarażając optymizmem i oddziaływając na tłum w sposób bezinwazyjny, subtelny i bardzo przyjemny. Nieraz łapałam się na tym, że wracając do domu pomrukiwałam pod nosem, niewiele dla mnie znaczące 'Hare Rama'.
Nie wiem jak dokładnie do tego doszło, ale widać moja mama również uległa tym pozytywnym wibracjom i któregoś razu wybrałyśmy się na wieczorek organizowany przez 'Krysznowców' w jednej z osiedlowych podstawówek. Zupełnie nie pamiętam na ile i czy wogóle  byłyśmy nawracane, pamiętam jednak, że podjęto nas wegetariańską ucztą. Wówczas okazało się jak ogromne pole do popisu daje kuchnia bezmięsna, jak fantastycznie bogata być może. Wówczas także zjadłam stanowczo nieprzyzwoitą liczbę kanapek z pastą o nieznanym mi do tej pory smaku. Cóż, w początkach lat 90-tych oferta sklepowa pozostawiała wciąż wiele do życzenia.
Odziana w pomarańczowe sari pani wręczyła nam przepis na pastę, czyniąc mnie w owym momencie, najszczęśliwszą istotą na ziemi. Ja dziś podaję ten przepis dalej. Jest to być może śniadaniowy banał ale ma zbawienne właściwości, dzieci chętnie go jedzą a co najważniejsze ma uzdrawiającą siłę.
Polecam, gdy dopadnie Was niemoc jesienna!!




składniki:

200 g soi (ja kupuję ekologiczną)
1 duża cebula,
3 łyżki czarnego sosu sojowego,
oliwa z oliwek,
sól,
1 ząbek czosnku


Soję gotujemy w osolonej wodzie do miękkości, tj około 40 minut. Cebulę kroimy w piórka i delikatnie szklimy na oliwie. Po przestudzeniu soi miksujemy ją wraz z cebulą w malakserze, dodając niedużą ilość płynu pozostałą z gotowania ziaren oraz dosmaczając całość sosem sojowym. W ten sposób uzyskujemy bazę. Możemy dodać do niej czosnek, co ja czynię tym razem z uwagi na stan zdrowia, dobrym rozwiązaniem jest także dodatek duszonych pieczarek, pieczonej papryki, koperku lub koncentratu pomidorowego. Pasta sojowa wybornie smakuje ze świeżą papryką, natką pietruszki i kiszonym ogórkiem.
Ilekroć przyrządzam tę pastę pobrzmiewa mi gdzieś z tyłu głowy radosna Maha Mantra, choć Krysznowców od dawna nie widziałam ani nad Bałtykiem ani w swoim mieście, to kolorowe wspomnienie pozostało...bardzo przyjemne i smaczne wspomnienie!




24 komentarze:

  1. Fajna pasta ; ) Kupiłam niedawno soję, ale nie mam na nią za bardzo koncepcji ; ) Taka pasta to chyba dobry pomysł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej, u mnie jest to dodatek powszedni, już od lat, można go w rozmaity sposób uatrakcyjnić. Gotując soję kontroluj ilość płynu, ja bardzo często przypalam garnek, gdy ziarenka wciągną za dużo wody...;)

      Usuń
  2. cudna historia! ostatnio się lubuję w pastach ze strączkowych, jeśli tylko znajdę gdzieś soję to wypróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Olu! Strączki są absolutnie szałowe i bardzo wszechstronne, a soję powinnaś dostać bez problemu. Serdeczności!!

      Usuń
    2. zapomniałam dodać, że mieszkam w Danii, i właśnie tutaj nigdy się z soją nie spotkałam. ale jeszcze się nie poddałam w poszukiwaniach :)

      Usuń
    3. Tak, wiem, że mieszkasz w Danii, już sobie przeczytałam Twoje piękne słowo wstępu do bloga, nie wiedziałam natomiast, że soja jest tam niepopularna. Niewiele wiem o tym kraju ale mam nadzieję, że przez wizyty u Ciebie dowiem się sporo :) powodzenia w poszukiwaniach!!

      Usuń
  3. Bardzo apetycznie wygląda! Jeszcze z tym chlebkiem...marzenie śniadaniowe...;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..a na dodatek kojące zainfekowaną gardziel i tchawicę...:) to taki przepis z cyklu banalnych i powszednich ale czasem i takim warto się podzielić! Zatem polecam. pozdrowionka!

      Usuń
  4. U mnie też barometr dobrego samopoczucia idzie w dół...
    Ta pasta może go znacznie podnieść.
    Dobrze,ze kupujesz soję eko.
    Ta ,zwykła' nie wiadomo jaka jest.
    Wszystkiego miłego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesień bywa bezwzględna...ale mały policzek wymierzony przez jesienną szarugę chyba musi zaistnieć przed nieuniknioną, surową zimą...pokornie więc przykładam termofor i dogrzewam trzewia rozgrzewającą strawą.
      Oby wahnięcie barometru było tylko chwilowe... całuuuus

      Usuń
  5. jestem ciekawa czy dobra, nigdy nie jadłam...;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że każdy kto ją jadł potwierdzi, że tak! Spróbuj dnia któregoś. Jesień skłania do konkretniejszych komponentów kanapkowych a ten jest takim niewątpliwie. Sycący, zdrowy i pyszny!!

      Usuń
  6. U mnie akurat dzisiaj całkiem ciepło i słonecznie:) A na chłodne jesienne wieczory obowiązkowo kubek gorącego kakao!
    Takie kanapki zjadłabym z przyjemnością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słońca zazdroszczę, nad moim domem dziś aura iście skandynawska, powiedziałabym, że znakomicie obrazująca mój stan fizyczny.. kakao też jest dobrym rozwiązaniem na tę okoliczność...i przyprawy, dużo korzennych przypraw!!

      Usuń
  7. Pasta wygląda apetycznie. Przy okazji przypomniałaś mi o książce "Kuchnia Kryszny", z której zdarza mi się coś wegetariańskiego upichcić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj jest łatwiej, bo wszystkie produkty mamy na wyciągnięcie ręki, tamtego wieczora zostałam oszołomiona faktem istnienia warzyw, o których jak dotąd nie miałam pojęcia...dlatego niewątpliwie to zdarzenie tak dobrze pamiętam..Gdy kolejnym razem wypróbujesz przepis z książki, koniecznie podziel się efektem! Serdeczności!!!

      Usuń
    2. Książka trafiła do mnie jak miałam 11 czy 12 lat. Wtedy praktycznie nic nie dało się z niej zrobić. W najbliższym czasie do niej sięgnę. Pozdrawiam i miłego wieczoru.

      Usuń
  8. Hmmm:) Osłabienie obserwuję codziennie rano, kiedy dzwoni budzik - a ja się zastanawiam - "czy naprawdę muszę myć dziś włosy?" - i przestawiam dzwonek budzika na "za 15 minut":) Powiem szczerze, że przydałaby mi się dzisiaj Twoja sojowa pasta zamiast nutelli, z którą zjadłam chleb na śniadanie.
    Mnie Krysznowcy ewidentnie kojarzą się z Woodstockiem, gdzie rokrocznie mają swoje namioty - z muzyką, mantrami, malowankami i jedzeniem. Tradycją stało się, że odwiedzamy ich w celach uzupełnienia żołądka. Co ciekawe, co roku serwują to samo danie (gulasz, kaszę kus kus na słodko, z bakaliami i chlebek) i niezmiennie każdego roku ustawiają się gigantyczne kolejki ludzi (zupełnie jakby rozdawali coś za darmo) by spróbować lub - tak jak my z Mistrzem, przypomnieć sobie smak tych specjałów. Zupa cebulowa już czeka w kolejce na publikację...zagadnij co będzie następne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Rybko, ciśnij w kąt słoik z Nutellą a pustkę po nim wypełnij tą pastą. Jesień wyda Ci się mniej dotkliwa wówczas, a i sił witalnych przybędzie, ręczę swoim dzisiejszym samopoczuciem, które poszło w górę - jestem przekonana, że za sprawą wspomnianej!!! Całuję i czekam na Twoją cebulową i pastę jak najbardziej też. (zachwycona):))))

      Usuń
  9. No to ja podkradam przepis i zapewne podam go dalej. Ciągle szukam ciekawych pomysłów na zastąpienie nudnej wędliny czymś innym. Mam dziś wolny dzień, więc będę działać :)
    Dużo zdrówka i pogody ducha życzę w te jesienne dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, przyda się, całe szczęście choróbsko w odwrocie, więc jest perspektywa lepszych jesiennych dni :) A Ty działaj w kuchni i daj znać co tam dobrego Ci wyszło i jak smakowało, będę wyczekiwać wieści...do zobaczenia!!!

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy soję muszę wcześniej namoczyć, czy mogę gotować od razu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za późną reakcję.
      Ja nigdy nie moczę, jak widać nie jest to niezbędne choć niektórzy moczą i sobie chwalą :) Moczę cieciorkę i fasolę, soja dość szybko się gotuje bez tego - jedyny mankament gotowania bez namaczania - ziarna szybko chłoną wodę i łatwo przypalić garnek - przerabiam to raz na jakiś czas :)

      Usuń